Quantcast
Viewing all 693 articles
Browse latest View live

Superbohaterzy z jedną twarzą, czyli o aktorach, którzy nie odwiesili peleryny

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Deadpool i Zielona Latarnia

Gdy raz zostaniesz superbohaterem, pozostaniesz superbohaterem! Tak z pewnością pomyślała część hollywoodzkich aktorów, która nie potrafiła rozstać się z kostiumem i pelerynką na stałe. Jesteście ciekawi, które gwiazdy użyczyły swojej twarzy kilku superbohaterom? No to lecimy!

Dla milionów ludzi na całym świecie Kapitan Ameryka już zawsze będzie miał twarz Chrisa Evansa. Jednak nim aktor został Avengersem, był członkiem innej ekipy superbohaterów Marvela, czyli znacznie mniej popularnej Fantastycznej Czwórki. Evans wcielił się w rolę Johnny'egp Storma, czy jak kto woli Ludzkiej Pochodni w filmie "Fantastyczna 4 " z 2005 roku oraz w "Fantastyczna Czwórka: Narodziny Srebrnego Surfera" z 2007.


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Johnny Storm i Kapitan Ameryka

Jego kolega z planu Michael Chiklis (tj. Ben z Fantastycznej Czwórki) miał trochę mniej szczęścia, bo w kolejnej produkcji o superbohaterach, w której wystąpił, wcielił się jedynie w rolę kapitana policji Nathaniela Barnesa z "Gotham", który może i w końcu zaczął dysponować nadludzką siła, jednak wcale nie wyszło mu to na dobre.


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Nathaniela Barnesa i Ben

Nawet nie będę ukrywać, że inspiracją do tego wpisu był Ryan Reynolds, który jest dla mnie przykładem najbardziej rozpoznawalnego aktora niepotrafiącego rozstać się z supermocami. Wszystko zaczęło się w 2008 roku, gdy zagrał Kapitana Doskonałego w "Papierowym bohaterze", gdzie biegał w kostiumie z pelerynką bardzo podobnym do outfitu Supermana. W tym samym roku wcielił się również Deadpoola w "X-Men Geneza: Wolverine", gdzie niemal w niczym nie przypominał swojej późniejszej wersji (był mniej oszpecony, nie miał ust i był stworzony na wzór Wolverine'a tj. miał wysuwany z łapy miecz samurajski z adamantium i lasery w oczach). Dwa lata później zagrał tytułową rolę w "Zielonej Latarni". Żadna z tych ról nie była dobra, ale Reynolds dostał kolejną szansę i kolejny kostium. Ponownie wcielił się w Deadpoola w 2016 roku, lecz tym razem zrobił to genialnie!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Ryan Reynolds filmy o superbohaterach
Reynolds metodą prób i błędów stworzył idealną odsłonę super(anty)bohatera.

Skoro jesteśmy już w odpowiednim uniwersum, to przyjrzyjmy się pozostałym X-Menom. Zacznijmy od Strom, w którą we wszystkich aktorskich filmach (poza "X-Men: Apocalypse") wcieliła się Halle Berry. Aktorka pomiędzy kręceniem "X-Men 2" (2003), a "X-Men: Ostatni bastion" (2006), postanowiła zdradzić Marvela z DC grając główną rolę w jednej z najgorszych adaptacji komiksu wszech czasów, czyli "Kobiecie Kot" (2004).


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Kobieta Kot i Storm z X-Men

Innym dość znanym mutantem jest Quicksilver. Aaron Taylor-Johnson wcielił się w jego postać w "Avengers: Czas Ultrona" (2015), a wcześniej wbił się w kostium na potrzeby "Kick-Ass" (2010), gdzie wcielił się w tytułowego bohatera niedysponującego ani super mocą, ani dobrą techniką walki. Fun fact: Jego kolega z planu "Kick-Ass", Evan Peters również wcielił się w rolę Quicksilver (w innym uniwersum) w "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" (2014).


Image may be NSFW.
Clik here to view.

Co ciekawe to nie jedyni aktorzy z "Kick-Ass", którzy wcielili się ponownie w rolę bohatera o niezwykłych zdolnościach, bo nieważne, jak bardzo byśmy chcieli, to nie możemy zapomnieć o Nicolasie Cage'u, który poza odegraniem Big Daddy był również Ghost Riderem w 2000 i 2011 roku.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Podobieństwo widać na pierwszy rzut oka, prawda? I naprawdę ten po prawej nie jest Batmanem!
Patrząc na kostium Big Daddy nie unikniemy skojarzeń z Batmanem. Wiecie, który z pozbawionych mocy mścicieli biegających po mieście, by tłuc bandziorów zawsze kojarzył mi się z człowiekiem nietoperzem? Daredevil! Ciekawe, czy przez podobne skojarzenia Ben Affleck po głównej roli w "Daredevilu" (2003) dostał etat Batmana w filmach z DC Extended Universe?

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Nawet w obu kostiumach miał różki, przypadek?

Kolejnym Batmanem z tego zestawienia jest Michael Keaton, który wcielił się w jego rolę dwukrotnie ["Batman" (1989) oraz "Powrót Batmana" (1992)]. Pewnie podejrzewacie, że znalazł się tutaj z powodu swojej roli w "Birdmanie" (2014)? To miałoby sens, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że fabuła filmu skupia się zapomnianym aktorze, który niegdyś grał postać kultowego superbohatera. To pewnie wystarczyłoby, by Keaton tu trawił, jednak to nie wszystko. W nadchodzącym "Spider-Man: Homecoming" aktor wcieli się w rolę kolejnej zamaskowanej postaci ze skrzydłami, jednak tym razem będzie to złoczyńca - Vulture.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Skrzydła za każdym razem muszą być u Keatona!

Gdzie Batman tam i Superman! Chociaż nie znalazłam dotąd aktora, któremu udałoby się wcielić w obu największych superbohaterów od DC, to jednak ci, którzy odegrali rolę Supermana też nie potrafili pogodzić się z utratą pelerynki po zakończeniu zdjęć. Jednym z nich jest Brandon Routh. Pojawił się na ekranach kin w super wdzianku po raz pierwszy w 2006 roku w "Superman: Powrót", gdzie wcielił się w ikonę amerykańskiej popkultury. Minęło prawie 10 lat, gdy ponownie przywdział strój superbohatera z komiksów DC. W "Arrow" oraz w "Legends of Tomorrow" odegrał rolę Raya Palmera, czyli Atoma.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Dean Cain stał się człowiekiem ze stali w serialu "Nowe przygody Supermana" (1993-1997). Helen Slater zadebiutowała w "Supergirl" (1984). Oboje zżyli się ze swoimi rolami tak bardzo, że w najnowszej, serialowej odsłonie "Supergirl" wcielili się w ziemskich rodziców głównej bohaterki.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Super rodzinka musi się trzymać razem.
Stephen Amell najwyraźniej ma słabość do wcielania się w role mścicieli. Wpierw pojawił się w "Arrow" jako Oliver Queen, biegając po Starling City w zielonym kapturze i strzelając z łuku, a następnie został mścicielem-hokeistą Casey'em Jonesem w "Wojowniczych żółwiach ninja: Wyjście z cienia" (2016).

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Bardziej rozpoznawalni bohaterowie w większości już za nami, ale to wcale nie koniec wyliczanki! W końcu mamy jeszcze tak wiele postaci, które pojawiały się obok głównych bohaterów, a co za tym idzie aktorów, którzy wcielali się w ich rolę! Jednym z nich jest Idris Elba, czyli dobrze znany wszystkim fanom Avengersów bóg strzegący Bifrostu, czyli Heimdall. Co ciekawe w 2011 roku, czyli tym samym, gdy pojawił się w kinach pierwszy "Thor", Elba wystąpił również w filmie "Ghost Rider 2" jako Moreau, który może nie dysponował super mocami, ale odprawianie egzorcyzmów, to też całkiem zacne kwalifikacje w walce ze złem.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Raz kaznodzieja, a raz bóg.
W "Thor" Mroczny Świat" występował również Adewale Akinnuoye-Agbaje jako Algrim, czyli były przywódca Mrocznych Elfów, który stał się Kursem. Trzy lata później aktor pojawił się też w filmowym hicie DC, gdzie wcielił się w uroczego Killer Croca z "Legionu Samobójców", choć dość ciężko go rozpoznać w tej roli.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Przystojniaczek
Will Smith, a raczej odgrywany przez niego Deadshot również został członkiem "Legionu Samobójców", gdzie cała ekipa teoretycznie składa się ze złoczyńców, ale skoro uratowali świat możemy ich chyba nazwać niewydarzonymi bohaterami? Innym dość kulawym superbohaterem, w którego wcielił się Will Smith był "Hancock"(2008), który siał chaos ratując ludzi. Przy okazji kontynuacje przygód Hancocka najpewniej będziemy mogli obejrzeć już w tym roku.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Ulepszonemu Hancockowi bliżej do Deadshota, niż swojej wcześniejszej zapijaczonej wersji.










Ponownie wracamy do obsady "Thora", w którym Ray Stevenson wcielił się w rolę asgardckiego wojownika Volstagga. Wcześniej aktor wcielił się w główną rolę w innym filmie na podstawie komiksów Marvela, czyli w "Punisher: Strefa wojny" z 2008 roku.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Kolejnym z listy jest Doug Jones. Mam nadzieję, że wszyscy z Was oglądali "Hellboy'a". Jeśli tak, to z pewnością kojarzycie Abe'a Sapiena, którego grał Jones. Co prawda przez kostium i charakteryzacje ciężko go rozpoznać, ale i tak jest tam bardziej podobny do Srebrnego Surfera z "Fantastyczna Czwórka: Narodziny Srebrnego Surfera" (2007), w którego również się wcielił, niż do siebie samego. Zresztą sami spójrzcie!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Całkiem podobni, prawda?
Zestawienie zamyka Kate Mara, która pierwszy raz została superbohaterką w 2006 roku w filmie "Zoom: Akademia superbohaterów", gdzie grała Summer Jones, znaną również jako Wonder. Pominiemy fakt, że pojawiła się na chwilę w "Iron Manie 2", ponieważ grała tam jedynie postać epizodyczną, bo kolejny raz wystąpiła jako jedna z głównych postaci w "Fantastycznej Czwórce" (2015). W końcu Sue Storm to nie bylejaka rola, nawet jeśli film był średnio udany.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Kate Mara Zoom i Fantastyczna Czwórka

Znaleziska Różowych Sałat:

D. wychwyciła, że Danielle Panabaker również idealnie pasuje do zestawienia, dzięki swoim dwóm rolom. Pierwszą z nich jest Layla ze szkoły superbohaterów ze "Sky High" (2005), a drugą super złoczyńca Killer Frost z serialu "Arrow".

Image may be NSFW.
Clik here to view.

 Przeczytaj również "Gdy raz założysz koronę, czyli Tudorowie i ich role"

Trochę się tych przykładów nazbierało i niezależnie od tego, czy wyjątkowo upodobali sobie role komiksowych bohaterów, czy też zwyczajnie chcieli się zrehabilitować po wpadkach, udało im się kilkukrotnie pojawić w adaptacjach Marvela i DC, a to nie byle co!

Ps. Jeśli macie inne przykłady, to wiecie gdzie je zamieścić. Ostrzegam, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że dołączę je do powyższej listy ;)
Ps2. Gdybyście mieli możliwość zagrania w filmie superbohatera, to na którego zdecydowalibyście się?


Słowniczek Filmowy: A jak Adaptacja i czym się różni od ekranizacji?

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Niemiecki reżyser i producent filmowy, Werner Herzog  powiedział kiedyż, że "film nie jest sztuką uczonych, lecz analfabetów", skoro tak, to chyba właśnie piszę tekst dla złej grupy docelowej. Na szczęście postanowiłam nie przejmować się takimi drobiazgami i stworzyć słowniczek, gdzie poznacie alfabet filmowy. Zaczynamy od A jak Adaptacja.

Adaptacja to termin, który pozornie znają i rozumieją wszyscy. To nic innego, jak przełożenie książki na film. Wydaje się proste, prawda? Jednak bardzo często adaptację mylimy z ekranizacją lub używamy obu terminów zamiennie. Niemniej różnice są. Zacznijmy od zapoznania się z definicją:

Adaptacja– rozumiana jest jako obróbka materiału, najczęściej literackiego, choć także przedstawienia teatralnego lub słuchowiska radiowego, przeznaczonego do sfilmowania. W praktyce jednak adaptacja filmowa często wykracza poza tę definicję, poszerzając lub nawet zupełnie zmieniając kontekst oryginalnego dzieła.

Zatem czym różni się adaptacja od ekranizacji? Przede wszystkim tym, że ekranizacja jest bardzo wiernym przeniesieniem książki na film. Wszystkie wątki są w niej zgodne z literackim pierwowzorem, a czytelnicy wychodzą z kina stosunkowo zadowoleni (choć takie rzeczy są równie niespotykane, jak jednorożce). Mówiąc najprościej adaptacja to ten film, po którego obejrzeniu rwiecie sobie włosy z głowy zastanawiając się, czy scenarzysta i reżyser w ogóle zadali sobie trud przeczytania książki. Świat byłby o wiele przyjaźniejszym miejscem dla moli książkowych, gdyby przed pojawieniem się nowego filmu opartego o książkę pojawiał się jasny komunikat czego się spodziewać - luźnej adaptacji, czy wiernej ekranizacji.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Podobnie mogą się czuć czytelnicy oglądający adaptację, gdy sądzili, że wybierają się do kina na ekranizację.

Niemniej są takie adaptacje, które zachwycają, a interpretacja oryginalnego dzieła przez filmowców powoduje, że dostajemy praktycznie nową historię osadzoną w świecie, który my-czytelnicy dobrze znamy. Jedną z całkiem niezłych twórczych adaptacji jest "Nerve", które stworzono na bazie powieści Jeanne Ryan o tym samym tytułem. "Nerve" w obu formatach ma ze sobą niewiele wspólne. Podstawą jest główny wątek opierający się na istnieniu gry online, w której można zostać graczem lub obserwatorem niebezpiecznej rozgrywki. Imiona bohaterów również pozostały niezmienne, jednak cała reszta była wizją reżysera i scenarzystów, którzy inspirowali się powieścią. Przykładowymi zmianami były m.in. zadania, które musieli wykonać gracze, ich historie, a nawet samo zakończenie. Część wątków została rozbudowana, część zbagatelizowana, a część była całkiem nowa. Plusem adaptacji tak różniącej się od oryginału jest to, że dzięki temu możemy potraktować oba twory jako samodzielne dzieła i poznawać je niezależnie od siebie, mimo że temat pozostaje ten sam.


Warto również wspomnieć o swobodnej adaptacji, która zasadniczo dalej skupia się na luźnym przeniesieniu powieści na film i stara się zachować główny wątek, jednak jest wariacją dzieła lub aktualizacją. Oglądając adaptacje tego typu musicie być przygotowani na to, że filmowcy mogą przenieść akcje w inną epokę. Jednym z najbardziej znanych przykładem jest "Romeo i Julia" z 1996 roku w reżyserii Baza Luhrmanna, w której bohaterowie zostali przeniesieni z XVI wiecznej Werony do lat '90 na Florydę. Szpady zostały zastąpione przez pistolety, a rumaki na samochody.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Patrząc na takich Montekich, by Szekspir się zdziwił.
Na koniec wypadałoby również podać przykład ekranizacji i do tych moglibyśmy swobodnie zaliczyć m.in. "Zieloną milę" z 1999 roku w reżyserii Franka Darabonta jest bardzo wiernym przełożeniem książki Stephena Kinga, a także "Igrzyska Śmierci" pasują do tego, co możemy przeczytać w trylogii Suzanne Collins.

Ps. Wierzę, że różnica między adaptacją a ekranizacją jest już jasna, więc niebawem przejdziemy do kolejnego słówka ze Słowniczka Filmowego. Przy okazji to nie jedyna seria, która zadebiutuje w tym tygodniu, więc bądźcie czujni!
Ps2. A jakie są Wasze ulubione adaptacje/ekranizacje?
Ps3. Jeśli będziecie w Krakowie w weekend majowy wpadnijcie na Serialcon, gdzie Gosiarella będzie gadać o m.in. o serialowych adaptacjach Young Adult!

Pamiętnik z Zombie Apokalipsy, czyli Armagedon dzień po dniu

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Książek o zombie nie brakuje i wciąż pojawiają się nowe, przez co coraz ciężej spotkać taką, która potrafiłaby wyróżnić się na tle pozostałych. Tym razem udało mi się taką znaleźć. Macie ochotę poznać kronikę upadku ludzkości z hordą zombie w rolach głównych oraz z survivalowymi wskazówkami? J.L. Bourne stworzył taką w "Armagedon Dzień po dniu".


Głównym bohaterem i zarazem narratorem opowieści jest młody oficer lotnictwa marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, który w ramach postanowienia noworocznego zaczyna pisać pamiętnik. Dość szybko jego zapiski zaczynają przypominać kronikę upadku cywilizacji, a wszystko zaczyna się od informacji o panującej w Chinach epidemii, która doprowadza do licznych zgonów i potrzeby interwencji wojska. Wkrótce wirus dociera również do USA, a mieszkańcy zaczynają gromadzić zapasy. Choć nie spodziewają się zombie apokalipsy, to są pewni tego, że epidemia może spowodować braki w zaopatrzeniu sklepów i zamieszki na ulicach. Nasz bezimienny bohater również postanawia się przygotować. Gromadzi prowiant, amunicję, zabezpiecza dom i sprawia, by stał się on samowystarczalną twierdzą. Jednak sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli, gdy zombie zaczynają błąkać się po ulicach.

Zasadniczo akcja "Armagedon dzień po dniu" J.L. Bourne'a przypomina większość scenariuszy z zombie apokalipsą, czyli ogólnie rzecz ujmując skupia się na ucieczce przed szaloną hordą żywych trupów, które chcą zeżreć bohaterów. Ocaleni w końcu znajdują schronienie, zombie ponownie się gromadzą i znów przychodzi czas na ucieczkę. Taka cecha gatunku, a i tak wszyscy fani zombiaków pożerają kolejne powieści o nich i oglądają następne odcinki The Walking Dead. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego fani komedii romantycznych, czy innych gatunków też oglądają ciągle powielane schematy, czyli dlatego, że każda historia czymś się wyróżnia. Zdecydowanie "Armagedon dzień po dniu" także jest inny od pozostałych książek o zombie, które do tej pory czytałam. I to z dwóch powodów.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Skrzywdziłabym osobę odpowiedzialną za stworzenie zagranicznej okładki. Niemniej straszny badziew potrafi skrywać wartościowe rzeczy.

Przede wszystkim forma. Pamiętnik z zombie apokalipsy jest dość ciekawym pomysłem. Sama w razie katastrofy z żywymi trupami, raczej nie wpadłabym na to, by odciążać plecak zeszytem (za to z idiotycznych powodów pewnie zabrałabym notebooka, bo kto by się przejmował brakiem prądu czy wi-fi?), czy raczej spisywać walkę ostatnich ludzi o przetrwanie w świecie, który niegdyś należał do nas. Niemniej za taką kronikę upadku ludzkości z pewnością byliby niesamowicie wdzięczni historycy z przyszłej cywilizacji (o ile taka by się pojawiła). Pisząc już całkiem poważnie, przez wybór takiej formy, czytanie o próbach przetrwania w czasie apokalipsy staje się jeszcze bardziej przejmujące. To zdecydowanie emocjonujące, ponieważ wraz z autorem pamiętnika dowiadujemy się o kolejnych niepokojących doniesieniach, które doprowadzają do globalnej zagłady. Czytamy o tym, co go martwi i czego się boi. Wchodzimy do jego głowy i mamy wgląd w najbardziej skrywane emocje. I chociaż teoretycznie wiemy, że skoro bohater wciąż spisuje swoją historię oznacza, że żyję, to nie możemy mieć całkowitej pewności, bo kto wie, czy za moment nie oznajmi, że został ugryziony lub jego towarzysz nie zacznie kontynuować dziennika po śmierci przyjaciela.

Drugą rzeczą, przez którą "Armagedon dzień po dniu" się wyróżnia jest survivalowy charakter książki. Uwielbiam to, że J.L. Bourne stworzył głównego bohatera, który jest dobrze wyszkolonym żołnierzem! Dzięki temu podchodzi do kluczowych kwestii zapewniających przetrwanie w sposób logiczny i praktyczny. Czytając dostajemy wskazówki jak zabezpieczyć dom i ogrodzenie, w co warto się zaopatrzyć i jak przygotować się do poruszania w post-apokaliptycznym świecie. W tej książce nie ma miejsca na łuty szczęścia (no może jeden i to bardzo duży, czyli Hotel 52), że zombie ot tak pójdzie w inną stronę, bo coś przypadkowo zwróci ich uwagę. Nie ma mowy o spuszczaniu paliwa z baku, jeśli auto jest wyposażone zawór zwrotny. Dzięki temu, jeśli kiedyś będziemy musieli przetrwać w niekorzystnych warunkach (nie tylko zombie apokalipsa mogłaby zmienić nasz świat), to nie będziemy niemile zaskoczeni, że sztuczki pokazane w filmach i serialach są do niczego. Przynajmniej nie, jeśli przyjrzymy się rozwiązaniom opisanym przez Bourne'a. Chociaż i tak na wszelki wypadek radziłabym się Wam wyposażyć w "Poradnik Survivalowy na czas kataklizmu".

Jeśli mam być szczera to od dawna książka o zombiakach nie przypadła mi tak do gustu. Dzieje się w niej całkiem sporo. Podoba mi się to, że zombie znów przypomina zombie stworzone przez Romero, a nie istoty, które poza powrotem z za grobu w niczym nie przypominają oryginalnych, żadnych mózgów potworów. Dodatkowo napromieniowane zombie wyjaśniają wiele kwestii. Fani Romero, czy "The Walking Dead" nie powinni poczuć się zawiedzeni. J.L. Bourne czerpiąc z klasyków gatunku, stworzył Z-apokalipsę, którą trzeba poznać!

Ps. Pytanie do Was: Jaka książka/film o zombie jest Waszą ulubioną?

Disney Princess: W jaki sposób Disney dyskryminuje księżniczki?

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Wytwórnia Disneya od lat prezentuje nam nowe animacje z pięknymi księżniczkami w rolach głównych. Ich bohaterki szybko zyskują światową sławę i specjalne miejsce w sercach dziewczynek (możliwe, że i u chłopców), o czym świadczy choćby niezwykła popularność serii Disney Princess. Jednak nawet w tak magicznym świecie pełnym pięknych księżniczek pojawia się dyskryminacja.


Koronowane księżniczki

Zakładam, że wiecie czym jest seria Disney Princess, jednak na wszelki wypadek wyjaśnię, że jest to franczyza skupiająca się na sprzedaży produktów związanych z oficjalnymi księżniczkami Disneya. Pomysł zrodził się dość przypadkowo, gdy Andy Mooney wybrał się na spektakl Disney On Ice i zauważył, że bardzo dużo małych dziewczynek było przebranych za księżniczki. Nie były to jednak stroje sprzedawane z metką Disneya, bo i jak mogłoby być, skoro nie mieli ich w ofercie. W tym momencie narodził się pomysł ($.$), pierwsze księżniczki zostały zwerbowane, a seria ujrzała światło dzienne i półki sklepów w 2000 roku.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Tyle pieniędzy przez lata przechodziło im koło nosa...

Pierwsza grupa składała się z: Królewny Śnieżki, Kopciuszka, Aurory, Ariel, Belli, Jasminy, Pocahontas, Mulan i Dzwoneczka. Później wykopano Dzwoneczka (nie martwcie się, bo przez nią powstała linia Wróżek Disneya) oraz dołączono Tianę, Roszpunkę i Meridę. Aktualnie mamy 11 oficjalnych księżniczek. A co z resztą? Nie spełniały wymogów, więc nie mogły zostać koronowane (naprawdę istnieje ceremonia koronacji nowych księżniczek, która odbywa się z wielką pompą!).

Księżniczka księżniczce nie jest równa

Przyjrzyjmy się kryteriom, które muszą spełniać księżniczki, by móc należeć do tej elitarnej grupy. Pierwsze trzy kryteria są całkiem rozsądne: Bohaterka musi (1.) być człowiekiem, (2.) występującym jako główny bohater w animacji, (3.) która nie jest kontynuacją, lecz pierwszą częścią. Jeśli te kryteria zostaną spełnione, księżniczka musi udowodnić, że jest godna noszenia korony. Tym razem wystarczy spełnić jedno kryterium z tej trójki: 1. urodzić się jako księżniczka lub 2. poślubić królewicza lub 3. dokonać aktu heroizmu (przykład: Mulan). To również ma sens, prawda? Jestem pewna, że już zorientowaliście się, że coś tu nie gra, bo przecież w bajkach Disneya jest wiele bohaterek spełniających te wymagania, a jednak nie należących do serii Disney Princess. Widzicie jest jeszcze jeden kruczek...

Image may be NSFW.
Clik here to view.
To oficjalne Księżniczki Disneya, ale istnieją inne spełniające główne kryteria wyboru. 

Ostatecznie w wyborze księżniczek decydują pieniądze, a dokładnie czy film okazał się kasowym sukcesem i przyniósł wytwórni masę kasy. Nie czarujmy się, seria Disney Princess powstała dla pieniędzy, więc nie powinno nikogo dziwić, że to właśnie one są decydującym warunkiem. Niemniej osobiście odrobinę żałuję, że tak jawnie dyskryminuje się 'uboższe' księżniczki. W końcu są wśród nich naprawdę rewelacyjne bohaterki, jak choćby Kida z "Atlantydy", czy Meg z "Herkulesa". Żałuję, ponieważ ta seria poza promocją księżniczek i produktów z nimi związanymi, udaje, że promuje również pewne wzorce. Osobiście jestem przekonana, że małe dziewczynki zyskałyby, gdyby Disney przykładał większą uwagę do czynów bohaterek, a nie wpływów z kinowych kas. W końcu, czy ostatecznie nagradzanie właściwych postaw moralnych nie jest ważniejsze, gdy w grę wchodzi kształtowanie dzieci?

Image may be NSFW.
Clik here to view.
A tak nieoficjalnie zwyczajnie mam z tym problem, bo pominięto naprawdę fajne i dzielne bohaterki, występujące w genialnych animacjach.

Przykładowo Meg poświęciła swoje życie, by ratować ukochanego (nie wspominając nawet, że wcześniej za innego oddała duszę), a Kida zaryzykowała swoje, by uratować całe swoje królestwo. Takie akty heroizmu zostają ot tak pominięte! Ale nawet z tego dzieci mogą wyciągnąć lekcje życia - pieniądze są jedną z decydujących rzeczy w życiu i to od ich ilości zależy to, jakie czeka je życie.

Ps. Tym ponurym morałem kończę, a na Was jak zwykle czeka pytanie: Która księżniczka jest Waszą ulubioną, i którą chcielibyście zobaczyć wśród oficjalnych?

Zapowiadam majowe książko i filmobranie

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Maj! Ciepełko, słoneczko, a jakby tego dobrego było za mało, to na dokładkę długi weekend! Niemniej nawet piękna pogoda nie jest w stanie oderwać prawdziwego geeka od popkultury, więc oczywiście i w tym miesiącu pojawią się rewelacyjne premiery w kinach i w księgarniach, a Gosiarella jak zwykle postanowiła podrzucić najciekawsze tytuły, a przy okazji, by pomóc Wam zaoszczędzić trochę kasy, podlinkowałam tytuły książkowe do strony (program afiliacyjny Ceneo), gdzie można je kupić znacznie taniej. Enjoy!


Wydawnictwo: W.A.B.
Data: 10 maja

Katarzyna Miszczuk jest moją ulubioną polską pisarką, a pierwszy tom serii Kwiatu Paproci, "Szeptucha" podbiła moje serce, dlatego tym bardziej nie mogę się doczekać ostatniej części przygód Gosławy w świecie pełnym istot ze Słowiańskich wierzeń.

Gosi udało się przeżyć Noc Kupały, ale kłopoty się nie skończyły. Młoda szeptucha zaciągnęła u Swarożyca dług, którego spłata z pewnością nie będzie przyjemna. W dodatku Mieszko przepadł bez śladu, a w wiosce pojawił się nowy, młody żerca, który chętnie pocieszyłby tęskniącą za ukochanym Gosię... Gdy wydaje się, że gorzej być nie może, w okolicy pojawia się tajemniczy myśliwy, który poluje na istoty nadprzyrodzone, a rusałka Sława, przyjaciółka Gosi, znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tego już za wiele! Mimo że szeptucha zawiodła się na Sławie, żaden mężczyzna nie będzie mieszał się w babską przyjaźń! Gosława pokaże mu, gdzie raki zimują. Choćby miała zginąć (ale wolałaby jednak nie).


Wydawnictwo: Czwarta strona
Data: 10 maja

Ponownie temat związany z mitologią słowiańską, więc why not?! Oby seria okazała się równie udana, jak wcześniej wspomniana!


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Mówią, że demony, zabobony i czary odeszły już do przeszłości. Czy na pewno?
Na pierwszy rzut oka Magda jest zwykłą dwudziestolatką. Czas wypełnia jej praca w małej księgarni oraz obowiązki domowe. To jednak tylko pozory, gdyż w wolnych chwilach, zamiast spotykać się z rówieśnikami, Magda tropi upiory rodem ze słowiańskich wierzeń. Z krainy umarłych ucieka najpotężniejsza istota, z jaką Żniwiarze kiedykolwiek musieli się zmierzyć. Tymczasem między Magdą a Mateuszem, tajemniczym chłopakiem, który niedawno wprowadził się do miasteczka, zawiązuje się nić sympatii. Dziewczyna pokazuje Mateuszowi świat słowiańskich wierzeń, nie mając pojęcia, że już wkrótce ona i jej przyjaciele znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Wydawnictwo: Jaguar
Data: 10 maja


Tysiąc żyć. Tysiąc możliwości. Jedno przeznaczenie.
Marguerite Caine dzięki swoim rodzicom – wybitnym fizykom – od dziecka poznaje najśmielsze teorie naukowe. Najbardziej zdumiewający wśród nich jest najnowszy wynalazek jej matki, urządzenie nazwane Firebirdem, pozwalające na podróż do równoległych wymiarów.
Gdy ojciec Marguerite zostaje zamordowany, wszystkie poszlaki wskazują na jedną osobę – Paula Markova, błyskotliwego, ale enigmatycznego asystenta jej rodziców. Zanim dosięgnie go ramię sprawiedliwości, Paul ucieka do innego świata. Nie bierze jednak pod uwagę determinacji Marguerite. Z pomocą Theo, drugiego asystenta rodziców, Marguerite ściga Paula poprzez różne wymiary. W każdym świecie, do którego przeskakuje, spotyka inną wersję Paula, co sprawia, że zaczyna wątpić w jego winę i przestaje dowierzać własnemu sercu. Już niebawem wplątuje się w romans równie niebezpieczny, jak i kuszący. 



Wydawnictwo: Otwarte
Data: 24 maja

Pierwszy tom serii "Czerwona Królowa" nie był zły, wiec wraz z tą premierą uda mi się nadrobić pozostałe części.

Mare jest pilnie strzeżonym więźniem zdanym na łaskę i niełaskę Mavena. Dręczą ją wspomnienia własnych błędów, a działanie Cichego Kamienia pozbawia ją mocy. Buntowniczka staje się dziewczyną bez błyskawic. Jednak i Maven otoczony jest wrogami. Z trudem utrzymuje kontrolę nad krajem oraz swoim więźniem. Mare czuje, że mimo nienawiści, którą żywi do Mavena, jest on prawdopodobnie jej jedyną szansą na przeżycie, zwłaszcza że Evangeline dąży do jak najszybszej egzekucji Czerwonej Królowej. Tymczasem Nowi i Czerwoni przygotowują się do wojny, bo nie chcą już dłużej pozostawać w ukryciu. Jest z nimi książę Cal, którego nic nie powstrzyma przed ratowaniem Mare.
Kto rozświetli drogę buntowników, jeśli dziewczyna od błyskawic straci swoją moc? Już wkrótce ogień ogarnie wszystko i spali bezpowrotnie Nortę, jaką Mare znała.

Wydawnictwo: Filia
Data: 17 maja

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Wyobraź sobie, że otrzymujesz tysiąc małych karteczek i masz wypełnić je najpiękniejszymi momentami swojego życia...
Jeden pocałunek trwa chwilę. Tysiąc pocałunków może wypełnić całe życie. Chłopak i dziewczyna. Uczucie powstałe w jednej chwili, pielęgnowane później latami. Więź, której nie był w stanie zniszczyć ani czas, ani odległość. Która miała przetrwać już do końca. A przynajmniej tak zakładali.
Kiedy siedemnastoletni Rune Kristiansen wraca z rodzinnej Norwegii do sennego miasteczka Blossom Grove w stanie Georgia, gdzie jako dziecko zaprzyjaźnił się z Poppy Litchfield, myśli tylko o jednym. Dlaczego dziewczyna, która była drugą połową jego duszy i przyrzekła wiernie czekać na jego powrót, odcięła się od niego bez słowa wyjaśnienia?
Serce Rune’a zostało złamane, gdy dwa lata temu Poppy przestała się do niego odzywać. Jednak, gdy chłopakowi przyjdzie odkryć prawdę, jego serce rozpadnie się na nowo.

Strażnicy Galaktyki vol. 2 - 5 maja

Dudi: Cała naprzód - 12 maja


The Circle. Krąg - 19 maja


Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara - 26 maja


Smerfy: Poszukiwacze zaginionej wioski - 26 maj

Ps. Standardowo: Co wpadło Wam w oko?
Ps2. Pamiętajcie, że w ten weekend majowy w Krakowie trwa Serialocon, na którym będzie również Gosiarella!

Shopping King Louie, czyli zakupoholizm w koreańskim wydaniu

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Shopping King Louie drama recenzja pl

Potraficie sobie wyobrazić, że idąc chodnikiem traficie na bezdomnego, który zmieni Wasze życie? Podejrzewam, że nie, ponieważ zazwyczaj nawet zwykli przechodnie są dla nas tłem, na który nie zwracamy większej uwagi. A jednak "Shopping King Louie" opowiada uroczą historię miłosną, która zaczęła się właśnie od tego. Jesteście jej ciekawi?

Tytułowy bohater, Louie (Seo In Guk) pochodzi z nieprzeciętnie bogatej rodziny, więc od dziecka żył w luksusie, ale pod kloszem. Przez nadopiekuńczą babcię (Kim Young-ok) i kamerdynera (Um Hyo-sup) nie znalazł sobie przyjaciół, a jego jedyną rozrywką jest masowe kupowanie wszystkiego, co mu wpadnie w oko. Jego życie zmienia się w jednej chwili za sprawą pewnego niefortunnego wydarzenia, przez które rodzina uznaje, że umarł w wypadku samochodowym. Jakby tego było mało nasz Louie traci pamięć i ląduje na ulicy. Książę najpewniej skończyłby jako nieszczęśliwy żebrak, gdyby nie trafił na Go Bok Sil (Nam Ji Hyun). Dziewczyna postanowiła go przygarnąć, chociaż sama ledwo wiązała koniec z końcem. Jednak szczęście można znaleźć na ulicy.

W "Shopping King Louie" jak w większości dram wszystko kręci się wokół romansu, a całość kończy się happy endem ( i to żaden spoiler!). Nie ma tam mrocznych tajemnic, które spędzałyby widzom sen z powiek. Nie ma nagłych zwrotów akcji, których nie potrafilibyśmy przewidzieć. Nie ma ludzi do cna złych, których chcielibyśmy ukarać. Nie ma nawet chwytającego za serce trójkąta miłosnego, który mógłby wywołać Second Lead Syndrome. Zwyczajnie "Shopping King Louie" jest dramą, która jest tak urocza, że potrafi ogrzać serca i to jest jej największa zaleta. Największa, ale nie jedyna, ponieważ w tym całym uroczym widowisku jest ukryty równie uroczy humor. Chociaż możliwe jest także, że oglądając 16 godzin dramy tak nieprzyzwoicie słodkiej, dostałam popkulturowej cukrzycy i śmiałam się przez zbyt dużą dawkę cukru? Nie wykluczam żadnej opcji.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Król zakupów Louie drama pl
Cukier, słodkości i inne śliczności - nawet Atomówki nie wyszły równie urocze.

Obejrzałam dość dram, by przyzwyczaić się do motywu Kopciuszka. Czasami poważnie zastanawiam się, czy w Korei Południowej co trzecia biedna dziewczyna nie zostaje nagle ukochaną chaebola (czyt. osoby niewyobrażalnie bogatej). Serio, statystyki z dram mówią same za siebie. Niemniej w "Shopping King Louie" bardzo podobało mi się również zmienienie księcia w żebraka i to tak niezwykle nieporadnego życiowo. Dzięki wykorzystaniu takiego motywu historia stała się naprawdę zabawna, choć odrobinę kłopotliwa dla bohaterów. Bawiło mnie oglądanie poczynań chłopaka, który pomimo tego, że nie ma grosza przy duszy i nie potrafi nawet ogarnąć jedzenia, zachowuje się jak rozpieszczone dziecko, które trzeba obsługiwać. A wierzcie mi, Louie jest bardzo wymagający, a opieka nad nim czaso i energiochłonna. Nie zmienia to jednak faktu, że patrząc na niego sama poważnie zaczęłam rozważać przygarnięcie przystojnego bezdomnego. Niestety w mojej okolicy nie nikogo w połowie tak słodkiego jak Seo In Guk.

Swoją drogą już drugi raz jestem zachwycona talentem koreańskich aktorów. Ji Sung z "Kill me, Heal me" dalej jest dla mnie największym objawieniem ostatnich lat, ale tym razem to Seo In Guk rzucił mnie na kolana. Jego mimika twarzy jest niesamowita i rozbrajająca. To fakt, który wcale nie jest związany z moją słabością do biednych, słodkich szczeniaczków. Słowo daję!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Shopping King Louie
No poważnie, gdzie się takich znajduje?!

Niemniej nie samymi szczeniaczkami fani dram żyją, więc wypadałoby wspomnieć również o pozostałych bohaterach. Trzeba przyznać, że oni również sprawdzili się całkiem nieźle, chociaż nie mogę wskazać żadnego aktora, który w równym stopniu zapadłby mi w pamięć. Może poza Yoon Sang Hyun, który wcielił się w rolę Cha Joong Wona - trzeciego wierzchołka trójkąta miłosnego. Początkowo ta postać nie wydawała mi się w żadnym stopniu interesująca, jednak z czasem dyrektor Cha urzekł mnie swoim dziwnym stylem bycia, krzyczeniem, nawet gdy przekazywał miłe rzeczy i nieśmiertelnym chrząkaniem pełnym reprymendy. Przede wszystkim za to chrząkanie wlepiłabym mu serduszko.

Jestem przekona, że już wpadliście na to, że jestem zachwycona "Shopping King Louie" i z całego serca polecam go wszystkim, którzy potrzebują dodatkowej dawki słodyczy oraz historii ciepłej, jak promyk słońca (wszyscy wiemy, że czasami każdemu jest to potrzebne!). Obiecuję, że ta drama wywoła u Was masę uśmiechów, podobnie zresztą jak ścieżka dźwiękowa (moment, w którym usłyszycie "A Whole New World" z Aladyna, zrobi Wam dzień). Oglądajcie, oglądajcie - podziękujecie mi później!

Ps. Ale poważnie, gdzie się znajduje takie słodkie szczeniaczki?!
Ps2. Oglądałam ostatnio bardzo dużo dram polanych lukrem, więc na razie poziom cukru we krwi jest u mnie bardzo wysoki. Dlatego, jeśli są na sali fani dram, to może mogliby mi polecić tytuły podobne do "W", w którym pomysł na scenariusz był tak rewelacyjny, że słodkie sceny nie były potrzebne, by zachwycić.

Poradnik K-dram: Jak zacząć przygodę z koreańskimi dramami?

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Od czego zacząć oglądać dramy

Typowy miłośnik popkultury jest dobrze obeznany z amerykańską popkulturą i jej ikonami, niemal równie dobrze orientuje się w europejskiej popkulturze, więc zna podstawowe schematy i wie, czego mniej więcej może się spodziewać. Niemniej azjatyckie seriale, to wciąż nieznane zakątki, w których łatwo się pogubić. Każdemu początkującemu widzowi dram przyda się poradnik oglądania, bo jeden niewłaściwy krok może zrazić do tych genialnych tworów. Po przeprowadzeniu wielu testach na ludziach, mogę śmiało przedstawić wam instrukcje obsługi poruszania się po koreańskich dramach.


Czy dram warto się bać?


Jeśli do tej pory nie oglądaliście żadnej dramy, to zapewniam was, że wszystko, co o nich sądzicie jest błędne. Widzowie przyzwyczajeni do amerykańskiej i europejskiej popkultury zazwyczaj wyrabiają sobie zdanie o azjatyckim kinie na podstawie obejrzanych w młodości anime lub własnym wyobrażeniu, jak to mogłoby wyglądać. To oczywiście błąd, więc aby ocenić dramy musicie przynajmniej jedną (właściwie przynajmniej kilka) z nich obejrzeć i samemu się przekonać, z czym to się je. Na samym początku możecie obawiać się kilku rzeczy, które mogą zrazić do oglądania, dlatego obalmy mity.

Zarzut #1: Irytujący język
Dla większości z nas język koreański jest kompletnie niezrozumiały, więc musimy posiłkować się napisami. W filmach i serialach z anglojęzycznymi (i niektórymi europejskimi) aktorami bardzo często nie musimy się wysilać, by zrozumieć kwestie aktorów, ponieważ albo znamy ten język całkiem nieźle, albo przynajmniej osłuchaliśmy się go dostatecznie, by coś tam z rzucanych kwestii wyłapać. Za to języki azjatyckie brzmią dla nas bardzo egzotycznie i bardzo często ciężko nam przyzwyczaić się do słuchania ich. Sama początkowo byłam tak przerażona, że pierwszą dramę oglądałam na ściszonych głośnikach. Aktualnie (po 3 miesiącach oglądania dram) mogę śmiało powiedzieć, że język nie tylko mnie nie irytuje (przestał po 3 obejrzanych odcinkach), ale także rozumiem już niektóre zdania.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Prawa, którymi rządzą się dramy
Oppa będzie pierwszym koreańskim słowem, które się nauczycie.

Zarzut #2: Postacie będą się mylić.
Badania potwierdzają, że trudno nam rozróżnić twarze ludzi innej rasy, jednak dotąd nie spotkałam się z dramą, w której myliłabym bohaterów dram i mieszaliby mi się ze sobą bardziej, niż postacie z „Gry o tron”. Ten zarzut to naprawdę mit, więc nie będziecie mieli z tym problemów. Chociaż imiona ciężko będzie zapamiętać (i wymówić).

Zarzut #3: To głupie/nie spodoba mi się.
Ogólna awersja i przekonanie, że azjatyckie kino jest czymś złym/naiwnym/głupim jest dość powszechna. Sama dość długo żyłam w błędnym przekonaniu, że dramy mi się nie spodobają. Nawet nie w sensie, że są gorsze od amerykańskich seriali (choć trochę też), ale głównie nie wyobrażałam sobie, że mogłyby mi się spodobać. Na szczęście wychodzę z założenia, że dopóki nie spróbuję, to się nie dowiem, więc zaryzykowałam i stałam się fanką. Wierzę, że wam również mogą przypaść do gustu, jeśli dacie im szansę i zaczniecie oglądać zgodnie z podaną poniżej instrukcją.

Co powinniście wiedzieć o dramach?


Przede wszystkim powinniście przeczytać artykuł „Czy warto oglądać dramy? 7 powodów na nie!”, gdzie dowiecie się, co złego was czeka, gdy uzależnicie się od dram (w tym m.in. amerykańskie seriale zaczną nudzić). Niemniej i tak powinnam uprzedzić, co dodatkowo was czeka w czasie tej próby.

Przede wszystkim forma. Dramy mają format, do którego nie jesteśmy przyzwyczajeni. Każdy odcinek trwa mniej więcej godzinę, a całość składa się przeciętnie z 16-20 odcinków. To dużo i mało zarazem. Warto wiedzieć, że dramy rozkręcają się bardzo powoli (WAŻNE: Przy oglądaniu dram zastosujcie zasadę trzech odcinków, bo właśnie tyle potrzebujecie, by upewnić się, że fabuła wam się spodoba lub nie), ale gdy to już się stanie, to akcja pędzi jak szalona. To, co twórcy dram zawierają w tych 20 odcinkach, ich amerykańcy koledzy po fachu ciągnęliby przez 10 sezonów. Wierzcie mi, to duży plus dla dram. Poza tym w końcu dostajemy zamkniętą całość, której nie musimy oglądać przez połowę naszego życia, a także nie musimy żyć w strachu, że nigdy nie poznamy zakończenia, co często się zdarza, gdy amerykańskie stacje postanawiają anulować serial z dnia na dzień.

Dramy będą dla Was nowością pod każdym względem. Zarówno językowym, czy kulturowym, jak i pod względem schematu, który jest kompletnie inny od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Tu rządzi romans i emocje, choć nie tylko. Mamy również nagłe zwroty akcji, które są zaskakujące i tajemnice, które czasami da się odgadnąć, ale rozwiązują się dość szybko i pojawiają się kolejne. Ogólnie sporo się w nich dzieje, nawet wtedy, gdy są przepełnione flashbackami i scenami pełnymi przeciągłych spojrzeń. W dużej mierze przez tą zawrotną akcję i naszpikowaną ciekawymi elementami fabułę, może być wam ciężko wrócić do amerykańskich, czy europejskich seriali, bez wrażenia, że są one zbyt przeciągane i nudne.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gdzie obejrzeć dramy
Dramy mają własny schemat, który może was oczarować.

Poza rozbudowanymi wątkami, masą bohaterów i pędzącą w szalonym tempie akcją, musicie się również przygotować na to, że dramy często bywają słodkie. Bardzo słodkie, polane lukrem i strasznie urocze (najlepszymi przykładami jest m.in. „Shopping King Louie” i „Hwarang”). Przy tym grają na emocjach widzów po mistrzowsku. Zdecydowanie warto się na to przygotować, ale nie bójcie się tego, bo dzięki poniższemu planowi działania będziecie oswajać się z tym stopniowo.

Od czego zacząć oglądać dramy?


ETAP 1: Europejskie i amerykańskie kino znacznie różni się od azjatyckiego, więc by nie nabawić się szoku kulturowego najlepiej zacząć od „W”, który jest idealnym pomostem między tym co znamy, a tym, co chcemy poznać. Pokrótce „W — Two Worlds” opowiada historię bohatera komiksu i czytelniczki, która przez przypadek do tego komiksu wchodzi. Całość opiera się na połączeniu świata komiksowego z rzeczywistym oraz próbach złapania tajemniczego mordercy. Dzięki szybkiej akcji i dość nietypowej tematyki, w tej dramie nie ma zbyt dużo miejsca na przedstawienie zawiłości koreańskich obyczajów, więc będziecie mogli na spokojnie przyzwyczaić się do dram. Oczywiście poza tym, że „W” jest idealnym pomostem między popkulturą, którą znamy i azjatycką, to przy tym jest jedną z najlepszych dram, jakie do tej pory obejrzałam. Niemniej jeśli uważacie, że komiksowa oprawa nie jest dla was odpowiednia, to dobrą alternatywą będzie „I Remember You” (zwane również „Hello Monster”), który jest skrzyżowaniem Dextera z Sherlockiem i również posiada bardzo uniwersalną formę przypominającą amerykańskie seriale kryminalne, choć nie jest proceduralem.

ETAP 2: Gdy pierwsze kroki za wami (czytaj: obejrzeliście jeden z wyżej wymienionych tytułów), czas mocniej się wdrażać w klimat koreańskich dram. Wierzę, że od tego momentu mniej więcej wiecie, czego możecie się spodziewać, a przy tym staliście się bardziej tolerancyjni na inność tego gatunku. Przed wami trzy genialne pozycje, które wciągną was, uzależnią od dram i co najważniejsze przyzwyczają do koreańskich 'dziwactw'. Na tym etapie powinniście obejrzeć przynajmniej dwie z wymienionych poniżej.

☞ Dla fanów fantasy młodzieżówek (w typie „Pretty Little Liars”, czy „Lying Game”) idealne będzie „Who Are You: School 2015” (więcej na jej temat przeczytacie w paczce dram #1), które skupia się na siostrach bliźniaczkach rozdzielonych w dzieciństwie. Jedna z nich ma cudowne życie, druga beznadziejne. Obie zaginęły w tym samym czasie, ale odnajduje się tylko jedna, a w dodatku kompletnie nie pamiętam kim jest. Drama ma w sobie tajemnice, mrok i romans, a wątki są prowadzone bardzo dobrze, więc szczerze polecam. Zwłaszcza że to właśnie ona nauczy was czym jest Second Lead Syndrome. Ostrzegam, to będzie bolesna nauka. Przy okazji nie zrażajcie się pierwszym odcinkiem, który jest naprawdę kiepski, bo później serial zmienia się diametralnie.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
syndrom tego drugiego
Syndrom tego drugiego bywa bardzo traumatyczny.

☞ Osoby lubiące komedie zdecydowanie powinni się skusić na „Strong Woman Do Bong Soon”, który opowiada o dziewczynie obdarzonej ogromną siłą, której nawet Herkules by się nie powstydził. Jej moc ma jednak ograniczenia — zniknie, jeśli użyje się jej w złym celu. Na szczęście dziewczyna jest na wskroś dobra, chociaż nie bawi się w superbohaterkę, to przypadkowo rozprawia się z gangsterami, próbuje powstrzymać mordercę i porywacza kobiet, a przy tym broni super słodkiego szefa przed grożącymi mu niebezpieczeństwami. Ta drama przygotuje was na niesamowitą ilość lukru pokrywającą koreańskie produkcje. Ostrzegam, jest naprawdę słodziutka.

☞ Widzowie, którzy lubią oglądać na ekranie perypetie dorosłych bohaterów koniecznie powinni się skusić na „Kill me, Heal me”. Główny bohater dramy, Cha Do-hyun cierpi na osobowość mnogą, co oznacza, że w jego ciele żyje kilka osobowości. Każda z nich ma inne imię, odmienne wzorce zachowań, wspomnienia, iloraz inteligencji, wiek, a nawet płeć, a każda z nich potrafi rozbawić, zaskoczyć i podbić serce. Oczywiście wszystko kręci się wokół romansu z panią doktor oraz mrocznej tajemnicy, która wywołała rozdwojenie jaźni bohatera. Polecam ten tytuł całym sercem, ponieważ to naprawdę rewelacyjna drama, która pobiła większość znanych mi amerykańskich seriali. Dla was najważniejsze jest to, że oswoicie się z piszczącymi bohaterkami i bohaterami, którzy okazjonalnie zachowują się odrobinę zniewieściale. Ostrzegam, że szybko uznacie to za urocze, choć rozwrzeszczane bohaterki mogą was dalej irytować.

ETAP 3: Gdy zaliczycie poprzednie etapy, nadejdzie czas na dramę historyczną. To bardzo specyficzny gatunek, do którego trzeba się odpowiednio przygotować. Przede wszystkim musicie wiedzieć, że w nich występuje naprawdę wielu bohaterów, wystylizowanych w bardzo podobny sposób, więc początkowo łatwo się w nich pogubić. W połączeniu z kostiumami, obyczajami, jak i samą historią Korei, która najpewniej jest dla was całkowitą nowością, sprawia, że będziecie musieli się bardzo skupić na oglądaniu. Zapewniam, że jest to tego warte. Zwłaszcza że oto nadszedł moment obejrzenia „Moon Lovers”, która przemieli wasze serca i wyciśnie morze łez. Koreańskie seriale historyczne potrafią naprawdę wciągnąć, jak mało co, a przy tym niesamowicie grają na emocjach, więc powinniście się na to przygotować. Ostrzegam, że nie wszystkie dramy tego typu mają szczęśliwe zakończenia.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Jaką dramę historyczną obejrzeć?

Po ukończeniu trzech etapów jesteście gotowi samodzielnie poruszać się w świecie kdram. Nic was już nie zrazi i nie oderwie od koreańskich seriali. Jesteście przygotowani niemal na wszystko, co możecie w nich zobaczyć. Z pewnością znajdziecie wiele ciekawych tytułów, a jeśli szukacie rekomendacji, to uważnie obserwujcie kategorie dramy, a przede wszystkim paczki z dramiami (paczka nr 1). Gdy już poznacie wiele tytułów i łączące je schematy, to z pewnością docenicie urok amerykańsko-koreańskiej produkcji „Dramaworld".

Gdzie oglądać dramy?


Nie przesadzę pisząc, że koreańskie dramy są trudno dostępnym towarem. Nie można obejrzeć ich w telewizji ani na najpopularniejszych stronach vod. Na szczęście są serwisy, dzięki którym będziecie w stanie obejrzeć dramy po polsku.
Szczególnie polecam Viki.com, gdzie możecie znaleźć bogatą ilość tytułów z polskimi napisami (przełącza się w opcjach oglądania na odpowiedni język). Niestety nie wszystkie dramy zostały przetłumaczone na nasz język, a część z nich nie jest dostępna do oglądania w naszym kraju. Niemniej dzięki wyszukiwarce będziecie w stanie znaleźć odpowiednie. Przy okazji ciekawą opcją są zamieszczane w prawym górnym rogu playera komentarze widzów, które potrafią rozbawić.
Innymi prężnie działającymi serwisami z dramami są także DramaQueen, Centrum-dramy oraz Drama-online. Warto dodać, że na każdej z nich należy założyć konto, by móc oglądać interesujące nas tytuły.

Wiecie już co, gdzie i dlaczego warto oglądać, więc pozostaje mi jedynie uprzedzić przed skutkami ubocznymi. Kdramy są niebywale uzależniające! Ciężko przestać je oglądać, jeśli 'kliknęło' i mam tutaj na myśli zarówno oglądanie jednego odcinka za drugim, jak i maratony dram, gdy po jednej skończonej nie sposób odpuścić sobie włączenie następnej. Na chwilę obecną obawiam się, że jest to nieuleczalny wirus. Także... bawcie się dobrze!

Ps. Jeśli już oglądacie dramy, to podzielcie się swoją historią. Jak to się zaczęło i co oglądaliście w pierwszej kolejności.
Ps2. Jeśli jeszcze nie oglądaliście to dajcie znać, co Was wstrzymuje.

Jaką dramę obejrzeć, czyli paczka tytułów z Korei #2

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Jeśli zastanawiacie się, jaki dramy warto obejrzeć, a które lepiej unikać, to ta lista z pewnością przyda! Oto kolejna 10 koreańskich dram, w tym wiele z nich jest naprawdę godnych polecenia i już teraz zdradzę, że tym razem moimi faworytami jest "Kill Me, Heal Me" i "Strong Woman Do Bong Soon", jednak na "Hwarang", "K2" oraz "Moorim School" również należy zwrócić szczególną uwagę.


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: komedia romantyczna, fantasy, psychologiczny
Romans: Nie mam pojęcia, jak go zakwalifikować, skoro bohater ma osobowość mnogą.

Opis: W młodości Cha Do-hyun (Ji Sung) przeżył traumę, i chociaż nie pamięta co ją spowodowało, to musi męczyć się z jej skutkami, a konkretnie z dysocjacyjnym zaburzeniem tożsamości (osobowość mnoga). Oznacza to, że w ciele Cha Do-hyun żyje kilka osobowości, które różnią się między sobą jak tylko mogą, jednak każda z nich ma słabość do pięknej pani doktor.

Czy warto? Osobiście jestem tą dramą zachwycona, więc polecam w ciemno, bo każdy znajdzie tam coś dla siebie. Nie ważne, czy potrzebujecie romansu, śmiesznych gagów, scen żywcem wyjętych z filmu akcji, dobrze skonstruowanej tajemnicy, wątku kryminalnego, psychologicznego, czy dramatu rodzinnego, bo to wszystko tam jest i świetnie do siebie pasuje! Pełną recenzję "Kill me, Heal me" przeczytacie tutaj.

Bride of the Century
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: fantasy, melodramat, romans
Romans: Wbrew pozorom standardowy tj. dwuosobowy.

Opis: W Korei Południowej żyją dwie dziewczyny o tej samej twarzy. Jedna z nich pochodzi z bogatej rodziny, która chce zafundować jej aranżowane małżeństwo, by podreperować swoje finanse. Jednak jej narzeczony daje jej wyraźnie do zrozumienia, że ich pożycie nie będzie udane. Nic dziwnego, że przyszła panna młoda postanawia uciec. Druga dziewczyna pochodzi z małej wioski i ma tylko babcie, której chce zapewnić jak najlepsze (i najdłuższe) życie, a do tego potrzebne są jej pieniądze. Dlatego godzi się zająć miejsce uciekającej panny młody do czasu, aż ta się odnajdzie. 

Czy warto? Jeśli chcecie to możecie obejrzeć, chociaż ten tytuł jest dość przeciętny i zasadniczo przewidywalny. Poza standardową podmianą dziewczyn i motywem Kopciuszka, dostajemy jeszcze motyw z klątwą ciążącą na rodzinie narzeczonego tj. duch zabiera pierwszą żonę każdego pana domu. Tylko ten wątek trochę ratuje ten tytuł.

Moorim School
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: akcja, romans, szkolna, fantasy
Romans: Trójkąt (kwadrat?), obyło się bez second lead syndrome.

Opis: Szkoła Moorim jest ukryta za niewidzialną barierą. Wstęp do niej mają nieliczni uczniowie, którzy zostali wybrani, by uczyć się sztuk walki. Niemniej Moorim kryje wiele sekretów, z którymi będą musieli się zmierzyć nowi uczniowie. Jednym z nich jest idol nastolatek, a drugim syn wpływowego biznesmena. 

Czy warto? Jeśli nie macie nic przeciwko dramą, których akcja toczy się w szkole, to zdecydowanie powinniście obejrzeć "Moorim School". Ma w sobie uroczy bromance, sporo scen walki i sympatycznych bohaterów, którzy pozwalają się lubić. Oprawa muzyczna również zacna. Bawiłam się przy niej dobrze, więc Wy również powinniście!

The K2
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: akcja, dramat, romans, polityczna, thriller
Romans: Standardowy, choć czasami zmierza w podejrzanym kierunku.

Opis: K2 to pseudonim świetnie wyszkolonego żołnierza, który został niesłusznie oskarżony o zabicie swojej dziewczyny, przez co musi się ukrywać. Los stawia na jego drodze Annę, młodą dziewczynę, która od dziecka była więziona i próbowała uciec do ojca. Co ciekawe z czasem K2 zaczyna pracę dla ludzi, którzy więzili Anne, ale na szczęście do najposłuszniejszych najemników nie należy, więc pomaga dziewczynie odzyskać wolność.

Czy warto? Tak! Ten tytuł różni się od pozostałych, które do tej pory przedstawiałam. Polityka, akcja i tajemnice z przeszłości, przez które do końca możemy tylko zgadywać, kto naprawdę jest czarnym charakterem (a raczej jak bardzo jest zły). Oglądając tę dramę, widziałam w niej współczesną wariację historii o Królewnie Śnieżce, Złej Królowej i Łowcy. Ciężko logicznie uzasadnić to porównanie, ale jestem pewna, że w czasie oglądania wy również dostrzeżecie podobieństwa i będziecie się dzięki temu bawić jeszcze lepiej.

The Legend of the Blue Sea
Image may be NSFW.
Clik here to view.
The Legend of the Blue Sea opinie
Gatunek: komedia romantyczna, fantasy
Romans: Standardowy, ale przy tym całkiem zabawny.

Opis: Dawno, dawno temu mężczyzna spotkał syrenę, w której się zakochał. Wiele wieków później mężczyzna o tej samej twarzy poznał syrenkę o tej samej twarzy, by mogli w nowym wcieleniu powtórzyć swoją historię. Wszystko byłoby dobrze, gdyby ich historia była szczęśliwa, a mężczyzna nie był oszustem, na którego poluje morderca-psychopata.

Czy warto? Zapewniam, że ta drama nie jest taka, jakiej się spodziewacie, ale to nic złego. Jej najmocniejszymi zaletami jest humor i piękno. Naprawdę niektóre sceny są wręcz przepiękne i można się nimi zachwycić. Przy okazji pierwsza połowa jest całkiem zabawna na ten koreański, rozbrajający sposób. Dodatkowo miło zobaczyć w roli głównej bohatera, który nie jest nieskazitelny. Niestety nie podobało mi się zakończenie, które mocno zalatywało "You Who Came From the Stars", w której również grała Jun Ji Hyun. Niemniej historia o syrence podobała mi się o wiele bardziej, niż opowieść o kosmicie.

Hwarang
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: historyk, komedia romantyczna, akcja
Romans: Tam same romanse, bromance, trójkąty etc., ale na second lead syndrome nie cierpiałam!

Opis: Przenosimy się do VI wieku do Silli, czyli jednego z Trzech Królestw Korei. Zasiadająca na tronie Królowa Wdowa postanawia powołać do życia szkołę Hwarangów, która będzie zrzeszać najpiękniejszych i najlepiej urodzonych arystokratów, by zostali wyszkoleni i dzielnie służyli królowi (problem w tym, że nikt nawet nie wie, jak on wygląda). Przez serię niefortunnych zdarzeń do szkoły trafia chłopak, który marzy jedynie o tym, by króla zabić.

Czy warto? Tak. To bardzo dobra produkcja, która ma wiele ciekawych wątków. Mamy romans, sceny walki, dworskie intrygi i zagadkę z przeszłości do rozwikłania. W dodatku całe stadko całkiem sympatycznych bohaterów, którzy mają być kwiatem najprzystojniejszych, szlachetnie urodzonych młodzieńców, którzy zapewniają sceny tak słodkie, że można nabawić się cukrzycy. Bezsprzecznie ten serial jest słodki i uroczy.

The Universe’s Star
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: romans, dramat, fantasy
Romans: Standardowy, niezbyt porywający.

Opis: Młoda dziewczyna umiera w wypadku. Nie pamięta nic ze swojego życia, nawet własnego imienia, jednak wie, że kochała, a raczej była oddaną fanką piosenkarza Woo Joo. Dziewczyna po śmierci znajduje pracę jako ponury żniwiarz, ale jest w niej beznadziejna. Nie udało jej się przeprawić na drugą stronę ani jednej duszy. W sumie nic dziwnego, skoro jej myśli zaprząta jedynie Woo Joo, a jedynym zmartwieniem jest utrzymanie go przy życiu.

Czy warto? Ta drama jest pierwszą z serii "Three Color Fantasy" i ma tylko 6 odcinków, więc niewiele. Niemniej na Waszym miejscu darowałabym sobie oglądanie jej, jeśli nie poznaliście jeszcze wszystkich powyższych i poniższych tytułów, które zachwalam. Niby ma swoje dobre momenty. Zwłaszcza piękne zakończenie, jednak całość nie powala na kolana.

Sweet Stranger and Me
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: komedia, romans
Romans: Wszyscy zadurzeni w głównej bohaterce lub w otaczających ją mężczyznach.

Opis: Hong Na Li jest stewardesą, której ostatnio w życiu nie wiedzie się najlepiej. Najpierw umiera jej matka, później okazuje się, że narzeczony ją zdradza z koleżanką z pracy, a na domiar złego okazuje się, że w jej domu mieszka obcy facet podający się za jej ojczyma. Może nie byłoby to takie złe, gdyby Go Nan Gil nie był od niej młodszy.

Czy warto? Ogólnie drama jest całkiem przyjemna w oglądaniu, choć to nic specjalnego. Niemniej nie urzekł mnie wątek romantyczny. Najpewniej dlatego, że żaden romans nie powinien się zaczynać od relacji ojczyma z pasierbicą... ale może przemawiają przeze mnie europejskie fanaberie. Mimo wszystko w "Sweet Stranger and Me" jest sporo akcji i tajemnic, więc da się to oglądać.

Sassy Go Go / Cheer Up!
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek: szkolny, romans
Romans: Jak to w szkolnych, czyli trójkąty i bromance.

Opis: W elitarnej szkole przede wszystkim liczą się wyniki w nauce. Białe Tygrysy to grupa najlepszych uczniów ciężko pracująca, by być najwyżej w rankingach, aby ich rodzice byli zadowoleni. Tymczasem ci słabsi też mają swoją grupę - Prawdziwego Króla, jednak zamiast nauki, skupiają się na tańcu. W końcu nadchodzi dzień, w którym obie grupy muszą się połączyć, by zrealizować swoje cele.

Czy warto? Przyznaję, że nie jest to najlepsza szkolna drama, jaką oglądałam, ale i tak jest całkiem ciekawa. Podobali mi się bohaterowie drugoplanowi Seo Ha-Joon (Ji Soo) i Ha Dong-Jae (Ha Dong-Jae), ponieważ mieli bardzo przyjemnie rozrysowane wątki. Niestety główna para średnio mnie urzekła. Całość dość przeciętna z lekkim plusem.

Strong Woman Do Bong Soon
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Gatunek:  komedia, akcja, fantasy, romans
Romans: Typowy trójkąt - raczej bez Second Lead Syndrome.

Opis: Wszystkie kobiety w rodzinie Do Bong Soon rodzą się z niezwykłą siłą. Jednak, gdy wykorzystają ją do złych rzeczy, szybko ją tracą. Bong Soon ukrywa swój dar udając zwykłą dziewczynę i stara się prowadzić normalne życie, jednak wszystko się zmienia, gdy na jej drodze pojawia się gang rzezimieszków. Właśnie wtedy spotyka na swojej drodze bogatego, przystojnego i przeuroczego Ahn Min Hyuka, który to jest prezesem firmy produkującej gry komputerowe. Dzięki swojej sile (i zauroczeniu prezesa) Bong Soon zostaje jego ochroniarzem. Niemniej na drodze ich romansu stoi długoletnia i nieodwzajemniona miłość Bong Soon.

Czy warto? TAK! To jedna z najzabawniejszych dram, jakie widziałam. Humor jest rewelacyjny. Romans całkiem ciekawy, a Min przeuroczy. Naprawdę przeuroczy! Oczywiście poza tym, że drama jest niesamowicie słodka, powinnam wspomnieć również o tym, że ma bardzo interesujący mroczny wątek z porywaczem psychopatą, który kolekcjonuje kobiety, dzięki czemu słodkie sceny równoważy dość creepy motyw, a całość jest jeszcze bardziej interesująca. Zdecydowanie polecam ten tytuł!

Ps. A Wy oglądaliście w ostatnim czasie coś godnego uwagi lub tak złego, że koniecznie powinno się przed tym przestrzec?
Ps2. Przy okazji dajcie znać, czy oglądaliście już jakiś tytuł z powyższej listy.

Przygody chłopaka i dżina, czyli filmowe adaptacje Aladyna

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Baśń o Aladynie (przeczytajcie True Story!)i jego magicznej lampie może i jest jedną z najpopularniejszych z "Księgi Tysiąca i Jednej Nocy", jednak wciąż dość rzadko wykorzystuje się ten motyw w popkulturze. Po ostatniej lekturze "Zakazanego życzenia" postanowiłam bliżej przyjrzeć się filmowym adaptacją tej opowieści.


Cudowna lampa Aladyna (1968)

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Znany również pod niepoprawnie przetłumaczonym tytułem "Magiczna lampa Alladyna". Może nie jest to pierwszy w historii kina film o Aladynie, ale wcześniejsze były nieme i krótkometrażowe, więc je pominęłam. Produkcja powstała jeszcze w ZSRR, więc nie powinniście się spodziewać cudów, jednak jeśli ktoś jest ciekawy, jak wyglądała jedna z najwcześniejszych adaptacji tej baśni, to powinien mieć ten tytuł na uwadze.


O Aladynie i zaczarowanej lampie (1982) 
Image may be NSFW.
Clik here to view.

To japońskie pełnometrażowe anime funkcjonowało również pod tytułami "Lampa Aladyna" i "Czarodziejska lampa Alladyna" (poważnie, co oni mają z tym pisaniem imienia Aladyna przez dwa l?). Ciekawostką jest, że zostało wyprodukowane przez studio Toei Animation, czyli to samo, które odpowiada za tak kultowe serie anime jak "Dragon Ball", czy "Sailor Moon", choć nie oszukujmy się, że to ten sam poziom, skoro "O Aladynie i zaczarowanej lampie" zostało stworzone lata przed nimi.

Aladyn (1986)
Image may be NSFW.
Clik here to view.

Włosi postanowili przenieść baśń w czasie i przestrzeni - konkretnie do ówczesnego Miami, gdzie młody chłopak znajduje lampę. Jak się z pewnością domyślacie uwalnia z owej lampy dżina, który chcąc okazać wdzięczność spełnia każde życzenie chłopca. Można mieć wiele zastrzeżeń do filmu, jednak trzeba przyznać, że Bud Spencer w roli dżina potrafi wywołać uśmiech.

Aladdin (1990)
Image may be NSFW.
Clik here to view.

A może macie ochotę obejrzeć adaptację w formie musicalu? Rozśpiewane Chiny zaprezentowało światu studio Buena Vista w 1990 roku. Osobiście nie byłam w stanie tego obejrzeć w całości, ale naprawdę nie jestem fanką musicali, ale jeśli wy je lubicie i jesteście na tyle odważni, by włączyć, to do dzieła.

Aladyn (1992)
Image may be NSFW.
Clik here to view.

Animacja Disneya jest niezaprzeczalnie najpopularniejszą kinową wersją baśni o Aladynie, która została dodatkowo doprawiona inną opowieścią z "Księgi Tysiąca i Jednej Nocy", czyli " Magicznym dywanem z Tangu". Jeśli jest na świecie ktoś, kto jeszcze nie oglądał wersji Disneya, to zdecydowanie powinien to zmienić, ponieważ jest to pozycja obowiązkowa! Warto wspomnieć również o kontynuacjach tj. "Aladyn: Powrót Dżafara" i "Aladyn i król złodziei" oraz serialu animowanym, choć one nie są już adaptacją, a jedynie rozwinięciem tej historii.

Aladyn (hindi Aladdin - Jaanbaaz Ek Jalwe Anek, 2007-2009)
Image may be NSFW.
Clik here to view.

Zaprezentowałam już taki wachlarz możliwości, że brakuje tylko serialu Bollywoodzkiego. Wstawiam to tylko jako ciekawostkę, bo nie wierzę, że ktoś na poważnie chciałby zaryzykować oglądanie 183 odcinków indyjskiego serialu. Chociaż... podobno był kilka lat temu emitowany na Polsacie, więc jeśli ktoś rzeczywiście obejrzał to w całości to proszę się ujawnić w komentarzach, bo mam dużo pytań ;)

Image may be NSFW.
Clik here to view.

O "Once Upon a Time" wspominam przy okazji wszystkich filmowych adaptacji omawianych baśni, więc i tu musiało się pojawić. Co prawda wątek z Aladynem i Jasmine pojawia się dopiero w szóstym sezonie. Niemniej polecam również sprawdzić spin-off "Once Upon a Time in Wonderland", gdzie dość znaczącą rolę odgrywa Jafar.

Sprawdźcie inne filmowe adaptacje znanych bajek:
Jaś i Małgosia | Czerwony Kapturek Śnieżka | Piękna i Bestia | Piotruś Pan | Śpiąca Królewna | Kopciuszek

Ps. Warto dodać, że sama postać Aladyna pojawia się również w kilku adaptacjach historii Szeherezady, jednak o tych tytułach opowiem Wam dopiero, gdy dojdziemy do filmowych wersji "Księgi Tysiąca i Jednej Nocy".
Ps2. Dajcie znać, czy coś z powyżej listy już oglądaliście (czuję, że najczęściej wymieniana będzie wersja Disneya), a przy okazji możecie dodać tytułu, które pominęłam. A nuż trafi się prawdziwa perła... lub jakieś nietypowe dziwactwo.

Sarah J. Maas - Imperium Burz, czyli wojna o Erileę trwa!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Sarah Maas recenzja Imperium Burz

"Szklany tron" był przyjemną opowiastką o młodej i bezczelnej zabójczyni, która przypominała mi wariację bajki o Kopciuszku (z zakrwawiony mieczem w dłoni), ale wraz z pojawieniem się kolejnych tomów serii, charakter opowieści zaczął się zmieniać. Drugi tom "Korona w mroku" bardziej uwypuklił zabójcze zdolności głównej bohaterki. "Dziedzictwo ognia" skupiło się na jej dziedzictwie krwi Fae. Kolejna część "Korona cieni" jest już pełną akcji opowieścią o królowej zbierającej swój dwór i rozprawiającej się z wrogami. Ton najnowszej serii znów się zmienia, a seria wchodzi na nowy poziom, w której uroczy klimat został wyparty przez krwawe bitwy. To już nie ta sama opowieść bazująca na baśni.


[Jeśli jeszcze nie przeczytaliście poprzednich tomów, to uważajcie, bo przy czytaniu recenzji piątego tomu nie da się uniknąć spoilerów]

Kończąc "Koronę cieni" wierzyłam, że Celaena (nie ważne, że Aelin już porzuciła swe ludzkie imię - dla mnie zawsze pozostanie Celaeną) wraz ze swym dworem ruszy do swojego zamku, by zasiąść na tronie Terrasenu. A tu proszę: niespodzianka! Po kilku dniach w ojczyźnie, dziewczyna ruszyła w drogę, na której musiała pozyskać sojuszników w walce z Ciemnością oraz stawić czoła potężnym wrogom. Ścieżka wiodąca do zwycięstwa będzie krwawa i okupiona ofiarami, ale zdradzę, że zapłata nadejdzie później.


"Ten świat zostanie ocalony i przebudowany przez marzycieli."

"Imperium burz" zawiera w sobie wiele akcji i rozległych opisów trudnych starć. Niemniej jej największą zaletą jest skupienie się na strategii wojennej i przeznaczeniu wykutym setki lat temu. W końcu dowiadujemy się, co się stało, gdy Erawan po raz pierwszy postanowił podbić świat oraz jak wyglądały dzieje Eleny, która tak ochoczo próbowała wepchnąć Celaenę na drogę przeznaczenia. To miło, że dla odmiany dostajemy garść odpowiedzi, a nie tylko same pytania, choć część z nich dalej pozostała bez wyjaśnienia. Niemniej fascynujący jest fakt, że w końcu zaczynamy rozumieć, dlaczego bogowie tak ochoczo wspomagają bohaterów, a może właściwszym byłoby stwierdzenie, że przesuwają ich, jak pionki, które powinny wykonać swą rolę w większym planie. A skoro o planie mowa, to naprawdę nie chciałabym Wam zdradzić zbyt wielu szczegółów, jednak muszę przyznać, że rozbroiło mnie, jak dobrym strategiem wojennym jest Celaena. Choć właściwie szacunek należy się raczej pani Maas, która w rewelacyjny sposób powiązała ze sobą wszystkich bohaterów i historię opisywane na przełomie lat. W końcu zrozumiałam, że żadna przygoda głównej bohaterki jej serii nie była przypadkowa, lecz bardzo dobrze przemyślana.



Przy okazji akcja serii nareszcie połączyła się z treścią opisaną w nowelach "Zabójczyni i Władca Piratów" oraz "Zabójczyni i Czerwona Pustynia".  Wcześniej trzymałam się tego, że znajomość nowelek nie jest specjalnie potrzebna przy czytaniu "Szklanego tronu", bo nawiązania pojawiały się jedynie przez postać Sama. Tym razem dochodzę do wniosku, że ciężko zrozumieć "Imperium Burz" bez poznania historii z prequeli, ponieważ ci nowi bohaterowie, którzy pojawiają się na kartach najnowszego tomu, wcale nie są tacy nowi. Oni jedynie powrócili, by ponownie połączyć losy z Celaeną, zaś ich wcześniejsze przygody nie zostały znów opisane. Dodam jeszcze tylko, że osoby, które już nowelki mają za sobą, będą uśmiechać się szerzej przy czytaniu scen wielkich powrotów!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Książki Sarah J. Maas
Tyle książek trzeba przeczytać przed lekturą "Imperium Burz".

Muszę przyznać, że naprawdę nie pamiętam, czy kiedykolwiek w jednej serii książek miałam aż tylu bohaterów, których uwielbiam, a tu wychodzi na to, że cały nowy dwór Terrasenu i jego sprzymierzeńcy kupili mnie całkowicie! Już przy okazji recenzji poprzednich tomów opowiadałam, jak dobrze wykreowani są bohaterowie oraz jak dojrzewają i zmieniają się pod wpływem zdarzeń, których doświadczają. W "Imperium burz" to się nie zmieniło, a my dalej możemy czytać o przygodach Doriana, Rowana, Aediona, Lysandry, Manom i pozostałych. Doszły również nowe postacie, w tym Fenrys, który szczególnie mnie zainteresował i liczę, że przyszłości wywalczy sobie więcej miejsca na kartach powieści. Niestety na to znów będę musiała swoje odczekać.

Na koniec kilka słów o zakończeniu. Mam wrażenie, że Sarah J. Maas jest sadystką, a czytelnicy jej książek masochistami, bo jak inaczej można wytłumaczyć, że wciąż dajemy się tak krzywdzić zakończeniami, a raczej urwaniem akcji w traumatycznym momencie. Gdybyśmy mieli odrobinę zdrowego rozsądku, a przede wszystkim więcej cierpliwości, by wstrzymać się z poznawaniem przygód naszej Zabójczyni, aż wszystkie tomy zostaną wydane, oszczędzilibyśmy sobie wielu gorzkich rozczarowań i nie bylibyśmy porzucani w TAKICH emocjonujących momentach. Mam ochotę napisać, abyście jak najszybciej przeczytali "Imperium burz" i całą serię, bo jest naprawdę genialna, pełna akcji, cudownych bohaterów etc., a jednak bezpieczniejszym wyjściem byłoby wstrzymać się do czasu, gdy wyjdzie ostatni tom, by nie przeżywać kryzysu, kaca książkowego i nieznośnego oczekiwania na ciąg dalszy. Gosiarella jest jednak masochistką, więc jedyne, co sama może dla siebie zrobić, to ponowne przeczytanie całej serii tuż przed premierą ostatniego tomu... ale na to to sobie jeszcze poczekamy.

Ps. Idę o zakład, że najpierw doczekamy się serialu na podstawie "Szklanego tronu", a dopiero później Maas wyda zakończenie historii Celaeny.
Ps2. Wasz ulubiony facet z tej serii to...?

Hello Monster, I Remember You, czyli o koreańskim Sherlocku

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Koreańskie dramy zazwyczaj kojarzą się z płaczliwymi romansami pełnymi słodkich, skrzywdzonych przez życie szczeniaczków, ale są również takie, które przykują Was do monitorów, dzięki fascynującej fabule. Jedną z nich jest "Hello Monster", które postrzegam trochę jako koreańskie połączenie Dextera z Sherlockiem.

Lee Hyun jako dziecko był delikatnie mówiąc creepy. Jako dziesięciolatek był geniuszem, który był również bardzo zaradny. Opiekował się młodszym bratem i organizował życie roztrzepanego ojca, ale też zakopywał w ogród martwe psy. Przez takie dziwne sytuacje ojciec podejrzewał go o bycie socjopatą. Skrajne kroki leczenia swojego małego "potworka" powziął, gdy przyłapał go na rozmowie z seryjnym mordercą (Do Kyung-soo), z którym najwyraźniej się zakumulował. Ta sytuacja mogłaby się rozejść po kościach, gdyby dzieciak i socjopata nie złożyli sobie obietnicy, która doprowadziła do śmierci ojca Hyuna i zniknięcia brata. Niemniej to tylko zdarzenia z przeszłości, którą oglądamy w retrospekcjach.

Dorosły Lee Hyun, a raczej David Lee (Seo In Guk) dalej jest geniuszem, który nie okazuje uczuć za to jest niezrównany w rozwiązywaniu spraw kryminalnych. Zupełnie jakby znał umysł kryminalistów na wylot. Wyobraźcie sobie Sherlocka Holmesa, a będziecie wiedzieli jakim typem bohatera jest Hyun. Poznajemy go w chwili, gdy postanawia rozwiązać sprawę najpewniej bezpośrednio związaną z dniem, w którym stracił rodzinę.


Image may be NSFW.
Clik here to view.

Mój słodki socjopato!


"Hello Monster" (uwielbiam ten tytuł, tak bardzo pasuje do treści!) to wyjątkowa drama, która bardziej od typowego koreańskiego serialu, przypomina mi amerykański kryminalny procedural. Tylko o niebo lepszy! Poważnie, amerykańscy twórcy seriali kryminalnych powinni obejrzeć ten tytuł i zrobić porządne notatki, by dowiedzieć się, co powinni poprawić w swoich produkcjach, ponieważ "Hello Monster" zawstydza je wszystkie. Mimo wszystko muszę przyznać, że nie jest to najlepsza drama, jaką oglądałam, a nawet nie jest w moim TOP5. Co nie zmienia faktu, że jest genialna! Pojawia się w niej kilka kryminalnych zagadek, ale ich rozwiązanie nie ma na celu pokazania nam motywu zbrodni (jak to się zazwyczaj ma w amerykańskich produkcjach), lecz wniknięcie w umysł mordercy. Granica między nimi nie jest tak subtelna, jak się wydaje. W HM mamy świetnie podaną psychologiczną anatomię zbrodni. Poznajemy modele zachowań morderców i naprawdę możemy zobaczyć co im siedzi w głowie. Rewelacja!


Okey, okey, przyznaję, że mam niezdrową fascynację nie tylko na punkcie czarnych charakterów, ale również fikcyjnych seryjnych morderców, więc tematyka zwyczajnie mnie pochłonęła. Niestety po raz kolejny okazało się, że instynktownie wyczuwam socjopatę, bo od razu zakochałam się w nim, nawet nie wiedząc, że się takim okaże (Socjopatyczny Radar działa). Jeśli również macie dziwne ciągoty do takich postaci w popkulturze, to "Hello Monster" jest zdecydowanie dla Was i słowo daję: amerykański "Dexter" może się przy tym schować.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Nie ma się co bać, to tylko socjopatyczny seryjny morderca o miękkim sercu.


Mój słodki stalkerze!


Skoro to drama, to z pewnością spodziewacie się romansu. Oczywiście i tu nie mogło go zabraknąć, chociaż jest odrobinę dziwny, ponieważ skupia się na Lee Hyunie i przesiadującej go od lat stalkerce. Naprawdę rozumiem, że główny bohater miał być dziwny od samego początku, ale żeby parować do ze stalkerką, to już lekka przesada. Mam z tym problem, ponieważ odnoszę wrażenie, jakby twórcy w ten sposób chcieli powiedzieć, że nie ma nic złego w stalkingu, o ile osoba nas prześladująca jest zasadniczo dobra i ładna. Otóż przepraszam bardzo, ale stalking tak kończyć się nie powinien! Nie podoba mi się usprawiedliwianie go (napisała osoba, która wcześniej przyznała, że ma słabość do fikcyjnych socjopatów), ani dawanie prześladowcy happy endu. Nope, nope, nope! Niemniej i tak z punktu widzenia widza nie czułam się porwana relacją głównej pary i nie czułam między nimi żadnej chemii. Za to bromance mnie porwał! Był przeuroczy! [Spoiler] Relacja Hyuna i Mina była absolutnie genialna. Do tego stopnia, że przyłapałam się na tym, że najchętniej wycięłabym wszystkie wątki, byle tylko oglądać sceny z ich udziałem. Łapanie mordercy? Who cares! Dawać więcej Mina!

Zachwycili mnie również bohaterowie i ich wątpliwa moralność. Większość z nich okazała się mieć niecne uczynki na swoim koncie, ale tak naprawdę mało z nich była naprawdę zła, a i dobra wcale. Grzechy tych, których mielibyśmy nadzieje widzieć jako postacie pozytywne, przyczyniały się do paskudnych okropieństw. Zaś intencje tych, których nazywamy złymi, bywały bardziej szczytne, nic 'pozytywnych' bohaterów. Jak w takiej sytuacji moglibyśmy ich osądzać różną miarą?
Prawda jest tak, że od początku szuka się na ekranie ukrytego mordercy, więc przez tę wątpliwe moralności dość trudno go właściwie wskazać (chyba, że macie radar na socjopatów). Nawet przy Lee Hyunie długo nie byłam pewna, czy dał upust swoim morderczym fascynacją, czy może pozostał niewinny, a te wszystkie dziwne sceny były tylko niepokojącymi zbiegami okoliczności. Tak czy inaczej muszę przyznać Seo In Guk zagrał tę postać naprawdę świetnie. Dziwnie było mi go oglądać w takiej roli, po tym jak kilka dni wcześniej oglądałam go jako uroczego, przesłodkiego szczeniaczka w "Shopping King Louie", ale dzięki temu wiem, jak dobrym jest aktorem. Niemniej moim ulubionym bohaterem szybko został ktoś inny...

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Najlepszy bromance ever!
Prawnik Jung Sun Ho grany przez Park Bo Gum skradł mi serce. To zarówno fenomenalnie napisana, jak i zagrana postać. Chociaż wszystkie główne postacie w "Hello Monster" takie są, to Sun Ho zdecydowanie wyróżnia się na ich tle (tylko Park Ji So w roli młodego Cha Ji Ana mu niemal dorównuje).

Wierzę, że po przeczytaniu tej całej ściany moich zachwytów nad tą dramą, nie muszę już pisać, że szczerze polecam, bo jest to oczywiste. W roli ścisłości dodam tylko, że nie jest to najlepsza koreańska drama, jaką oglądałam i jest wiele lepszych, ale ta najzwyczajniej w świecie ma w sobie rewelacyjny motyw przewodni, świetnie wykreowanych bohaterów i odpowiednią dawkę napięcia wymieszaną z interesującymi zagadkami kryminalnymi. Przy okazji jest świetnym tytułem dla osób, które dopiero mają w planach zacząć swoją przygodę z dramami, ponieważ bardzo fajnie łączą cechy amerykańskich seriali z koreańskimi, dzięki czemu jest lepsza w odbiorze dla początkujących. Niemniej i tak polecam jeszcze zerknąć na "Poradnik K-dram: Jak zacząć przygodę z koreańskimi dramami?".

Ps. Kim jest Wasz ulubiony fikcyjny (!) socjopata/seryjny morderca?

Klątwą odebrane, czyli Once Upon a Time i porzucone dzieci

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Sieroty w Once Upon a Time

Dawno, dawno temu wierzyłam, że „Once Upon a Time” jest serialem o baśniach. Nie będę tutaj wypisywać żadnych wywrotowych teorii, że niby o tym nie jest, jednak kończąc szósty sezon i szykując się na restart w siódmym, w końcu mnie olśniło, że tak na dobrą sprawę nie tylko o baśniach jest tu mowa. „Once Upon a Time” ma jeszcze drugi temat przewodni — porzucone dzieci.


[Uwaga: Po całym artykule maszerują spoilery!]

Już w pierwszym sezonie dwójka głównych bohaterów okazuje się porzuconymi dziećmi. Pierwszą z nich jest Emma Swan — Wybawczyni, która przez sześć sezonów ciągle nęka widzów swoimi problemami z samotnością za młodu, życiem w sierocińcu i drzazgą w sercu, którą wywołało porzucenie jej przez rodziców. Oczywiście Emma została opuszczona przez Śnieżkę i jej Księcia, by mogła żyć w świecie bez klątwy, ale nie czarujmy się, bo liczne sceny udowadniały, że w rzeczywistości chodziło im głównie o to, by wyrosła na Wybawczynie i ocaliła ich łamiąc złe zaklęcie. Trzeba przyznać, że dość ponure musi być dorastanie w świadomości, że nie tylko rodzice cię porzucili, ale również nie zadali sobie tyle trudu, by oddać do sierocińca, czy okna życia, lecz zostawić w lesie. Gdyby nie mały Pinokio (również porzucony i zmuszony do wychowywania się samodzielnie), który zabrał ze sobą niemowlę i zaniósł do najbliższego przydrożnego baru, Emma mogła umrzeć porzucona na pustkowiu. Najsmutniejsze w tej historii jest to, że jej rodzice nie mieli zielonego pojęcia, że Gepetto przeszmuglował swojego 'syna' przez portal, a co za tym idzie nie mieli żadnej gwarancji, że ich córka przeżyje. Szczerze mówiąc, klątwa nie klątwa, ale na miejscu Emmy ciężko byłoby mi wybaczyć bezmyślność, z jaką Śnieżka i Książę porzucili swoje dziecko, które żyło dopiero od kilku godzin.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
It's not creepy at all!

Z drugiej strony podejrzewam, że Emmie wybaczenie rodzicom przyszło łatwiej, ponieważ sama miała na sumieniu podobny uczynek. Co prawda jej syn, Henry nie wylądował w lesie i nie musiał dorastać w rodzinie zastępczej, jednak został oddany do adopcji zaraz po tym, gdy Emma urodziła go przebywając w więzieniu. Chłopczyk został adoptowany przez Reginę aka Złą Królową, więc zakładał, że jest niekochany. Błędny osąd. Niemniej chłopak był zdesperowany do tego stopnia, że postanowił odnaleźć biologiczną matkę i ściągnąć ją do Storybook. Nie wiem, czy pamiętacie, ale impulsem Henry'ego była m.in. praca domowa dotycząca drzewa genealogicznego, którego chłopak nie oddał. Gdyby na tę chwilę miał takie stworzyć, to zabrakłoby mu kartki. W końcu odnalazł biologicznych i adopcyjnych rodziców, dziadków, pradziadków, a do tego doszły mu jeszcze ciotki, wujkowie etc. Chyba każdy z głównych bohaterów i złoczyńców serialu jest z nim w jakiś sposób powiązany.

A skoro o jego rodzinie mowa, to właśnie tam jest najwięcej przypadków porzuceń. Matka, jak już wiemy została po(d)rzucona do innego świata. Ojciec w sumie miał podobną historię, z tym że najpierw porzuciła go matka (by być z Kapitanem Hakiem, który notabene później z kochanka babki od strony ojca, został ojczymem Henry'ego — so gross!), a dopiero później 'niechcący' Rumpelstiltskin. Zresztą Baelfire nie był jedynym synem Rumpelstiltskina, który musiał wychowywać się samotnie, ale do tego dojdziemy za moment, bo teraz zajmiemy się Rumpelstiltskinem. Rumple sam został porzucony przez swoich rodziców. Wpierw poznajemy jego historię związaną z ojcem, Malcolmem, który samolubnie postanowił porzucić syna, by zyskać wieczną młodość i żyć w Nibylandii jako Piotruś Pan. No cóż... można i tak. Matka imieniem Fiona przynajmniej kochała syna, co prawda dość dziwną, pokraczną miłością, ale nie odeszła z własnej woli, lecz została wygnana przez wróżki (poważnie, te niby dobre wróżki to zawsze szkodzą), gdy zmieniła się w Czarną Wróżkę. Swoją drogą Czarna Wróżka najwyraźniej tak bardzo cierpiała po utracie syna, że straciła również zdrowie psychiczne i zaczęła porywać inne dzieci, w tym między innymi swojego wnuka Gideona, czyli syna Rumple'a i Belle. No Na Bloga! Czy każdy męski potomek w ich rodzie musi się wychowywać bez rodziców?! Nawet nie umiem zdecydować, który miał najgorzej! Henry'ego przynajmniej Zła Królowa kochała i szybko zyskał rodzinę. Baelfire również musiał wiedzieć, że ojciec go kocha, jednak nie potrafił bez wahania porzucić dla niego władzy, jaką dawała magia. Gideon miał znacznie gorzej, bo porwała i wychowywała go sadystyczna Czarna Wróżka, która łamała mu psychikę przez lata, a później wyrwała serce, by był jej ślepo posłuszny. Tylko Rumpel może mu dorównać, bo całe życie, a nie tylko dzieciństwo.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
W tej rodzinie dzieci powinny na siebie uważać. A raczej opieka społeczna powinna ich mieć na oku!

Przyjrzyjmy się gałęzią z drzewa genealogicznego Henry'ego ze strony matki. Tu porzuconych członków rodu, poza Emmą nie ma. Niemniej jej rodzina parę razy doprowadziła do utraty niemowląt w innych rodzinach. Najbardziej odrażającym czynem było wykradnięcie przez Księcia i Śnieżkę jaja Maleficent i wysłanie nowo wyklutej Lilith do innego świata, a wszystko po to, by Emma nie zabiła w przyszłości Śnieżki. No cóż... dobro rodziny najważniejsze, prawda? Chyba jednak nie do końca, skoro rodzice Księcia sprzedali jego brata bliźniaka Jamesa za uratowanie farmy i leki. Zresztą przez ojca Śnieżki też doszło do małego incydentu z Zeleną, ale o tym za moment. Najbardziej niepokojące w tym akapicie jest to, że powszechnie uważa się rodzinę Emmy za bohaterów pozytywnych. Jak rozumiem nikogo z mniejszą ilością grzechów na sumieniu w tym serialu nie było?

Nadszedł czas na adopcyjną część rodzinki Henry'ego. Regina nie była porzucona przez rodziców (chociaż wyszłoby jej to na dobre), za to sama notorycznie rozdzielała rodziców z dziećmi. Pierwszymi ofiarami byli Jaś i Małgosia, następnie Percival, Grace/Paige (córka Szalonego Kapelusznika) i Roland (gdy straże Królowej pojmały Lady Marion). Mogłabym tu wymienić sporą listę, ale tych kilka przykładów powinno w zupełności wystarczyć, by udowodnić swoją rację. Za to Cora, matka Reginy ma na swoim koncie nie cudze, a własne porzucone dziecko. By zaspokoić własne ambicje, porzuciła Zelenę w lesie. Poważnie się pytam: co oni mają z tymi lasami?! W magicznych krainach naprawdę nie ma okna życia?! Przecież takie niemowlęta porzucone w lesie mogą zostać przekąską jakichś drapieżników lub zostać porwane przez zielone tornado. Oh wait...

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Mała Zelena z Dawno temu
Las, tornado, drapieżniki — kto by się nimi przejmował. Ważne, że jest wstążeczka!
Biorąc pod uwagę, że dotychczas przyjrzeliśmy się jedynie porzuconym dzieciakom bezpośrednio powiązanym z adopcyjną i biologiczną rodziną Henry'ego, możemy śmiało dojść do wniosku, że coś tam poszło naprawdę źle. Wiecie, co w tym wszystkim jest najbardziej absurdalne? Otóż fakt, że w zatrważającej większości z wymienionych przypadków maczała różdżkę Błękitna Wróżka, ale to historia na kolejny artykuł.

☞ Przeczytaj również Czarne charaktery #3: Dobry czy zły?

Niemniej nie tylko rodzina Henry'ego składa się z takich porzuconych postaci. Choćby Ruby aka Czerwony Kapturek nie była wychowywana przez rodziców, lecz babcię. Dzieciakami wychowującymi się z dala od rodziny był również Kapitan Hak i jego brat Liam Jones. Sporo przykładów jeszcze można byłoby wymienić, ale to działa trochę tak, że gdybyśmy stali na dachu jakiegoś budynku w Storybook i zaczęli rzucać kamieniami w przechodniów, to na bank 3 na 4 strzały trafilibyśmy w osobę wychowującą się bez rodziców.

Myślę, że biorąc pod uwagę tych wszystkie postacie możemy dojść do wniosku, że twórcy „Once Upon a Time” naprawdę lubią kreować bohaterów o dość dramatycznych początkach swojego życia. A może zwyczajnie w baśniach nie mogą grać pierwszych skrzypiec bohaterowie, którzy doświadczyli szczęśliwego dzieciństwa u boku biologicznych rodziców? W dużej mierze tak właśnie jest. Co prawda w tych najbardziej znanych baśniach nie zawsze mamy do czynienia z dzieciakami, które zostały z premedytacją porzucone, jak choćby Jaś i Małgosia (w oryginalnej wersji baśni o Jasiu i Małgosi nie zgubiły się przypadkiem!), ale z na wpół lub w pełni osieroconymi postaciami, jak Królewna Śnieżka, czy Kopciuszek. Niemniej w świecie baśni pojawia się wiele głównych postaci, które zostały wychowywane przez rodziców, więc nie możemy tym tłumaczyć decyzji scenarzystów OUaT. Zwłaszcza że historie postaci wymienionych w tym artykule są w większości stworzone na potrzeby serialu, a co za tym wyłączna odpowiedzialność za zgotowanie takiego losu bohaterom spoczywa na twórcach serialu.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Jestem w stanie zrozumieć dlaczego zdecydowano się Emmę wepchnąć w rolę porzuconego dziecka. W jej przypadku zadziałało nie tylko rozwiązanie fabularne, mające pokazać jak osoba mocno powiązana z naszą rzeczywistością i wychowana w sceptycznym podejściu do magii musi poradzić sobie z uwierzeniem w baśnie oraz tym, że sama jest w nich kluczową postacią, ale także pokazanie wewnętrznej przemiany bohaterki. Od poznania swojej sekretnej tożsamości przebyła długą drogę, dzięki której udało jej się zjednoczyć z rodziną, odnaleźć życiowy cel i samą siebie. Poza tym dodatkowa sympatia ze strony widzów, którzy poprzez współczucie będą odczuwać większą potrzebę kibicowania bohaterowi w czasie trwania jego przygody, również jest bardzo pożądana przez twórców. Niemniej liczba porzuconych dzieci w „Once Upon a Time” jest zbyt zatrważająca. Opuszczenie przez rodziców wydaje się tu standardowym zabiegiem mającym na celu przyśpieszenie akcji i wprowadzanie nowych bohaterów. Osobiście uważam za bardzo smutne to z jaką lekkością twórcy podeszli do tak poważnego tematu, jakim jest oddawanie dzieci. Powiedzmy sobie szczerze porzucanie i oddawanie dzieci do adopcji jest poważnym problemem, tylko w Polsce roczna ich liczba jest mierzona w tysiącach i niestety wątpię, by większość z nich została oddana z powodu klątwy lub wykradziona przez złą wróżkę, czy księcia z bajki...


Ps. Kto jest Waszym ulubionym bohaterem z Once Upon a Time? (I dlaczego Rumpelstiltskinem?)
Ps2. Jak wrażenia po zakończeniu szóstego sezonu i serialu w takiej formie, jaką znamy?

Słowiańska księżniczka u Disneya, czy to mogłoby się udać?

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Nie ulega wątpliwości, że Disney ma fanów na całym świecie, a każdy z nich chciałby, aby jego ulubione studio w kolejnym filmie zrealizowało jego życzenia. Na szczęście (lub nieszczęście) żyjemy w czasach, gdy widzowie mają ogromny wpływ na popkulturę i mogą śmiało podsuwać twórcom swoje pomysły np. za pomocą petycji. Niedawno pisałam o prośbach fanów, by Disney zeswatał Elsę z dziewczyną, a tym razem przykuła moją uwagę petycja o stworzenie słowiańskiej księżniczki.


Czy Disney zainteresowałby się słowiańską księżniczką?


Szczerze mówiąc taki już ze mnie sceptyk, że w pierwszej chwili uznałam to za mało realną opcję, jednak po chwili przypomniałam sobie wszystkie True Story, które napisałam i zmieniłam zdanie. W końcu Disney nie tworzy nowych, oryginalnych bohaterów, lecz czerpie inspirację z książek i legend narodów całego świata. Tylko spójrzcie na korzenie księżniczek. Elsa teoretycznie wywodzi się z Danii, skoro studio oficjalnie zapewniło widzów, że„Krainę Lodu” oparto o baśń „Królowa Śniegu” Hansa Christiana Andersena. „Moana” przeżywa przygody z bohaterami legend wysp Polinezji.  Meg z „Herkulesa” wzięła się z greckich mitów. Merida pochodzi ze Szkocji. Mulan z chińskich legend. Jasmina z „Księgi Tysiąca i Jednej Nocy". Bella jest Francuzką, a Kida pochodzi z legend o Atlantydzie. Do tego dochodzą wszystkie bajki oparte na baśniach spisanych przez braci Grimm, czyli niemieckiej książki. Myślę, że możemy śmiało zaryzykować stwierdzenie, że Disney przemierza świat wzdłuż i wszerz, by dokopać się do ciekawych historii, a do europejskich ma szczególną słabość.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Polinezyjska Moana jest jak hiszpańska inkwizycja — nikt się jej nie spodziewał!

Teraz należałoby zadać sobie pytanie, czy słowiańskie księżniczki mogłyby stać się odpowiednim materiałem na animację. Tym razem także napiszę: tak. Jeśli możemy być czegoś pewni, to tego, że mamy naprawdę fascynującą historię pełną niezwykłych kobiet. Niemniej zazwyczaj to nie historia interesuje Disneya, a legendy. W tym przypadku też moglibyśmy go zainteresować kilkoma niezwykłymi postaciami jak choćby moja osobista ulubienica legendarna Wanda. Zresztą nie tylko słowiańskie dziewczyny są świetne, bo mężczyźni nieźle się spisywali, no i mamy smoki! Jedyny problem jest taki, że...


„Słowian już nie ma. (…) Słowianie to kopalne resztki. To skansen. Kultura, która zdechła i już nie rodzi”. 
[Ziemowit Szczerek - „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian”]

Niestety nasze legendy już od jakiegoś czasu zaczęły przechodzić do historii, a my całkiem o nich zapominamy. Z magicznych opowieści, które kiedyś zdobywały serca ludzi przetrwała tylko część, która zmieniła się w okrojone opowiastki z bajek dla dzieci. Większość z nas nigdy nie interesowała się zamierzchłym dziedzictwem słowiańskiej kultury. Nie mamy porządnego zapisu słowiańskiej mitologii. Nie uczymy się o niej w szkołach, więc co my właściwie o niej wiemy? Niewiele. Przeciętny Polak poznał w dzieciństwie kilka legend (najpewniej o Dratewce), może ogarnia, że mieliśmy jakiegoś Świętowita lub Swarożyca, słyszał któryś z utworów z albumu „Równonoc. Słowiańska dusza” i może przeczytał lub grał w „Wiedźmina". Niemniej i tak w ostatnich latach pojawia się coraz więcej dzieł opartych w mniejszym lub większym stopniu na słowiańskich wierzeniach.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Czy chcielibyśmy słowiańską księżniczkę u Disneya?


Odpowiedź na to pytanie jest kwestią indywidualną i mogę pisać jedynie w swoim imieniu, a nawet ja nie jestem tego do końca pewna. Z jednej strony pewnie piszczałabym z zachwytu, gdyby Disney stworzył animację na bazie słowiańskich wierzeń lub ze słowiańską księżniczką, bo najpewniej byłoby to świetne i mogłoby wprowadzić u nas słowiańską modę na ogromną skalę. Z drugiej strony w mojej głowie pojawia się ten irytujący głosik, który wciąż ma nadzieję, że w Polsce kiedyś będą powstawały wspaniałe bajki. Tak, naiwnie wierzę, że nasza popkultura, a przede wszystkim kinematografia wstanie z kolan i dumnie podniesie głowę. Szczególnie marzy mi się, by w Polsce powstało studio animacji z prawdziwego zdarzenia, a skoro marzyć trzeba na całego to dodam jeszcze, że owe studio powinno z czasem stać się prawdziwą konkurencją dla amerykańskich gigantów produkujących filmy animowane. A co! Biorąc pod uwagę, że wiele historii z baśni braci Grimm zostało już wykorzystanych przez amerykanów, to nasze polskie mogłoby się właśnie zająć słowiańskimi legendami. A tak całkiem poważnie to wcale nie jest takie nierealne, jak mogłoby się zdawać. Mamy przecież wspaniałych animatorów, którzy nie raz pokazali klasę, jak choćby Tomasz Bagiński i jego „Katedra”, „Sztuka spadania” i przede wszystkim „Animowana historia Polski".

Nie mogę nic poradzić na to, że mam nadzieję, że to w Polsce będą powstawały zachwycające produkcje promujące naszą historię i kulturę na całym świecie, tak jak to robi „Wiedźmin". W końcu my także wiele potrafimy, co pokazały choćby "Legendy Polskie" tworzone w Polsce i z polskimi aktorami przez Allegro. Niemniej nawet, jeśli to moje śmieszne marzenie miałoby się kiedyś zrealizować, to słowiańska księżniczka u Disneya zdecydowanie nie zaszkodzi, a może nawet pokaże naszym rodzimym twórcom, że się da. Także dla słowiańskiej Disney Princess mam jedno głośne: Hell Yeah!

Ps. A Wy chcielibyście zobaczyć słowiańską księżniczkę u Disneya? Jeśli tak, to może macie jakąś konkretną na myśli?

Riverdale i tajemnica śmierci Jasona Blossome'a

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Riverdale recenzja opinia

Witajcie w Riverdale — małym amerykańskim miasteczku, w którym wszystko jest piękne, ładne i niewinne. Przynajmniej do czasu tajemniczego morderstwa, którego pogrążyło mieszkańców w spirali strachu i wzajemnych podejrzeń. Witajcie w miasteczku, w którym tysiące widzów na całym świecie zakochało się bez pamięci. Jesteście gotowi, by przyjrzeć mu się z bliska?

Akcja serialu rozgrywa się w małym miasteczku Riverdale, które wygląda jakby zastygło w czasie w latach '90. Niewinność Riverdale umarła wraz z Jasonem Blossomem (Trevor Stines) - popularnym nastolatkiem pochodzącym z najbogatszej z okolicznych rodzin. Poszukiwanie mordercy chłopaka staje się głównym wątkiem sezonu, a podejrzany jest niemal każdy. Niemniej głównym bohaterem serialu nie jest martwy Jason, lecz całkiem żywy inny rudowłosy chłopak — Archie Andrews (K.J. Apa), który wraz ze swoimi przyjaciółmi stara się prowadzić normalne, nastoletnie życie w liceum. Poza nim dość istotną rolę odgrywa Betty Cooper (Lili Reinhart), która najwyraźniej chce zostać następczynią Nancy Drew i na własną rękę znaleźć mordercę oraz Veronica Lodge (Camila Mendes), która wraz z matką przeprowadziła się do Riverdale, by rozpocząć nowe życie po aresztowaniu ojca dziewczyny.

Muszę przyznać, że bohaterowie „Riverdale” są naprawę ciekawie wykreowani. Betty na pozór wydaje się spokojną dziewczyną z sąsiedztwa, a jednak pod głęboko pod maską ułożonej dziewczynki kryje się nie do końca zrównoważona psychicznie osoba z problemami, które mogą być poważniejsze, niż przypuszczamy. Mam nadzieję, że akurat tego wątku scenarzyści nie oleją w kolejnych sezonach, a wręcz przeciwnie uda się im go ładnie rozwinąć. Z kolei Veronica świetnie prezentuje się jako dziewczyna wychowywana w wyższych sferach. Zachwyca pewnością siebie, urodą, stylem i licznymi talentami. Niemniej najbardziej podoba mi się w chwilach, gdy wychodzi z niej prawdziwa księżniczka wykuta z lodu, co stanowi idealną przeciwwagę dla płomiennowłosej i bardzo impulsywnej Cheryl Blossom (Madelaine Petsch) - siostry bliźniaczki zmarłego Jasona.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Elsa wersja 2.0

W komiksie, na bazie którego twórcy oparli serial olbrzymią rolę odgrywa trójkąt miłosny między Betty, Veronicą i Archiem, co moim zdaniem nie do końca może się udać w serialu, ponieważ Betty trafiła już na idealną parę i nie wyobrażam sobie już jej z Archiem. Zresztą sam Archie po kilku odcinkach nie wydaje się już wcale tak interesującą postacią. Ot taki typowy nastolatek z naprawdę ładną buźką i głosem. Przyznaję, że K.J. Apa świetnie wcielił się w rolę i przyjemnie go oglądać, jednak nie dość, że jego historia stała się nieciekawa, to w dodatku został przyćmiony przez dziewczyny i swojego najlepszego przyjaciela Jugheada Jonesa (Cole Sprouse). Chociaż dla mnie Jughead skradł cały serial. Po części dlatego, że Cole Sprouse fenomenalnie sprawdził się w roli ponurego outsidera, a po części również dlatego, że historia tej postaci jest interesująca i smutna. Jednak co najważniejsze Jughead zwyczajnie ma to coś, co wyróżnia go na tle innych i przykuwa uwagę widzów, gdy tylko pojawi się na ekranie.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Riverdale Jughead Cole

Oczywiście jak to już w teen dramach bywa, to właśnie tak czwórka nastolatków ma największy udział w doprowadzeniu śledztwa w sprawie morderstwa Jasona do końca. To im udaje się odkryć najwięcej dowodów i zepchnąć całe dochodzenie na właściwe tory. Doprawdy powinno się zmienić przepisy prawne w sprawie zatrudniania nieletnich, by obsadzić nastolatkami agencje detektywistyczne i posterunki policji — więzienia pękałyby w szwach, a liczba zamkniętych spraw zawstydziłaby wszystkich! A tak całkiem poważnie to odrobinę niepokojące jest to, że wraz z każdym odcinkiem poznajemy odkrywamy nowe wątki dotyczące tej zbrodni, a co za tym idzie również kolejnych podejrzanych. To wręcz zaskakujące jak wiele osób ma motyw, by zabić nastolatka.

Nie mogłabym opublikować tego tekstu bez pochwalenia aktorów. Bardzo ucieszył mnie fakt, że ludzie odpowiedzialni za castingi wzięli pod uwagę wiek bohaterów. Aktorzy w końcu są bardzo zbliżeni wiekiem do postaci, w które się wcielają. To w połączeniu z faktem, że wielu z nich stawia w serialu swoje pierwsze aktorskie kroki (nie wliczamy w to m.in. Cole'a Sprouse'a, który dosłownie wychowywał się na planie filmowym. Dalej ciężko mi uwierzyć, że to dzieciak z „Nie ma to jak hotel”) mógłby rodzić obawę, że nie poradzą sobie z tak trudnym zadaniem, a jednak wyszło im to całkiem dobrze. Zresztą nie tylko bohaterowie pierwszego planu potrafią przyciągnąć uwagę, bo i postacie drugoplanowe mają ciekawie poprowadzone wątki. Hermione Lodge (Marisol Nichols), państwo Blossom i przywódca gangu Southside udowadniają, że nawet w teen dramach postacie rodziców mogą być dobrze wykreowane i ciekawe, a to zasługuje na dużego plusa. Niemniej warto podkreślić, że większość bohaterów jest naprawdę mocno przerysowana.


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Riverdale serial na podstawie komiksu

Jak wspominałam „Riverdale” jest adaptacją komiksu "Archie Comics”, który zadebiutował na amerykańskim rynku w 1942 roku — jak widzicie nie bez powodu serialowe Riverdale urządzało obchody z okazji 75 rocznicy istnienia! W tym momencie podkreślam, że znajomość komiksów nie jest absolutnie potrzebna do oglądania serialu! Zwłaszcza, że Archie wraz ze swoim gangiem przeżywał tam niekiedy naprawdę mocno oderwane od naszej rzeczywistości przygody, jak choćby walka z zombiakami w serii „Afterlife with Archie”, czy z Predatorem w „Archie vs. Predator". Z tego powodu potraktujcie to bardziej jako ciekawostkę lub zacznijcie przygodę z komiksami, gdy będziecie czekać na emisję drugiego sezonu.

Za emisję „Riverdale” jest odpowiedziała amerykańska stacja The CW, więc nie powinno nas dziwić, że serial jest bardzo ładny wizualnie i ma ciekawą oprawę. Podoba mi się połączenie słodkości i klimatu zatrzymanego w czasie amerykańskiego miasteczka (Riverdale jest niezbyt współczesne) z tajemniczą i mroczną aurą. Tworzy to świetny kontrast! Szczerze powiedziawszy odnoszę wrażenie, że to dzięki tej całej pięknej oprawie, przerysowaniu i urzekającemu klimatowi „Riverdale” odniosło sukces i zebrało wokół siebie rzeszę fanów, bo zasadniczo sama fabuła nie jest aż tak dobra. Czasami wiele idealnie dopracowanych szczegółów potrafi zachwycić bardziej, niż całokształt, a ludzie z The CW doskonale zdają sobie z tego sprawę.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Riverdale komiks vs serial
Fani komiksów pewnie piszczą.

I teraz może Was zaskoczę: „Riverdale” nie powaliło mnie na kolana. Oczywiście uważam, że to całkiem niezły serial, który kilkoma elementami wyróżnia się na tle pozostałych teen dram, jednak nie jest wybitny. Niemniej nie każdy serial musi taki być, bo ważne, by się go przyjemnie oglądało, a ten tytuł potrafi umilić czas wolny.

Ps. Komiksowa wersja nie dała nam jednoznacznej odpowiedzi na to, z kim ostatecznie zwiąże się Archie, więc zapytam Was (choć pewnie znam już odpowiedź większości) komu kibicujecie?
Ps2. Jeśli skończyliście już oglądać pierwszy sezon, to z pewnością wiecie kim jest zabójca Jasona. Podejrzewaliście właśnie jego, czy może uwagę skupialiście na kimś innym?

Shrek, czyli True Story z ogrem i brzydką księżniczką

Image may be NSFW.
Clik here to view.

„Shrek” to bajka, którą oglądał praktycznie każdy, a jeśli nie to zdecydowanie powinien naprawić to niedopatrzenie. W końcu jest to jeden z najchętniej oglądanych przez dorosłych widzów filmów animowanych. Stał się kultowym dziełem popkultury, jednak nawet „Shrek” rozpoczął swoją przygodę przed pojawieniem się na wielkim ekranie. Co ciekawe pierwowzorem animacji była ilustrowana książka dla dzieci pt. „Shrek!” napisana i zilustrowana przez Williama Steiga.


Shrek vs Shrek!


Lepiej od razu zaznaczę, że książka ma 30 stron, z czego większość każdej z nich zajmuje ilustracja. Samego tekstu jest mniej, niż normalnie zajmuje mi opowiedzenie o pierwowzorze bajki, więc mimo najszczerszych chęci i starań nie byłam w stanie opisać wszystkiego, co kryje się za powstaniem tej animacji tak by było to wyraźnie krótsze od książki Steiga. Historia rozpoczyna się słowami:


"Jego matka była szkaradna i szkaradny był jego ojciec, ale Shrek był szkaradniejszy niż oboje razem wzięci. Nim nauczył się chodzić, pluł już żywym ogniem na sto metrów i potrafił puszczać dym z uszu. Samym spojrzeniem zmuszał do posłuchu bagienne gady, a jeśli znalazł się wąż dość głupi, by go ukąsić, natychmiast dostawał konwulsji i padał trupem. Któregoś dnia jego rodzice doszli do wniosku, że czas najwyższy, by ich kochane maleństwo wyruszyło w świat, aby odcisnąć na nim swoje niszczycielskie piętno, i nie zwlekając, wykopali go z domu."

Innymi słowy oryginalny Shrek nie został nazwany ogrem, a jedynie bardzo brzydkim dzieckiem bardzo brzydkich rodziców. Zdecydowanie posiadał też lepsze zdolności, niż jego animowany odpowiednik, który z całą pewnością nie potrafi strzelać laserami z oczu, czy pluć żywym ogniem. Niemniej oboje powalali swym smrodem. Wracając jednak do historii,  przygoda Shreka rozpoczęła się od spotkania wiedźmy. Przepowiedziała mu ona przyszłość za pomocą krótkiego wierszyka, który równie dobrze mógłby posłużyć za streszczenie bajki, a przy tym powinien zostać oznaczony jako spoiler, bo zdradza zakończenie tj. poślubienie okropnie brzydkiej księżniczki! Upsss… chyba też właśnie zepsułam zabawę. W każdym razie Shrekowi spodobała się ta wizja na tyle, by ruszyć naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Po drodze oczywiście siał postrach wśród napotkanych wieśniaków, żywiołów i smoków (okey, był tylko jeden smok, ale i tak niezły wyczyn). W końcu spotkał gadającego osła, który w tej historii jest naprawdę mało znaczącą postacią, ponieważ pojawia się jedynie po to, by zaprowadzić głównego bohatera do Szurniętego Zamku, gdzie Shrek zmierzył się ze Stukniętym Rycerzem, aby w końcu spotkać Królewnę Brzydulę. Gdy tylko ta dwójka się ujrzała całkiem się w sobie zakochała, a nasza krótka bajka kończy się słowami „i żyli długo i obrzydliwie, dając się we znaki tym, którzy zaleźli im za skórę”.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Ciężko uwierzyć, że ta króciutka książeczka stała się inspiracją do stworzenia jednej z najbardziej kasowych i popularnych animacji wszech czasów. W końcu nie ma w niej ani Lorda Farquaada ani żadnego innego czarnego charakteru, chyba że mamy liczyć Shreka.  Trzeba przyznać, że DreamWorks samodzielnie stworzył rozbudowaną historię Shreka, Osła i świata przedstawionego w bajce, a to co najbardziej pokrywa się z oryginałem to wygląd głównego bohatera, chociaż jeśli już miałabym wskazać największe podobieństwo do naszego zielonego ogra to za przykład wskazałabym kogoś innego.

Shrek vs Francuski Anioł


The French Angel to pseudonim wrestlera rosyjskiego pochodzenia Maurice'a Tilleta. U nastoletniego Maurice'a została zdiagnozowana akromegalia, czyli choroba spowodowana nadmiernym wydzielaniem hormonu wzrostu, która u dzieci i młodzieży powoduje gigantyzm. Dzięki swoim niezwykłym rozmiarom i budowie zyskał przezwisko „dziwacznego ogra ringu”, zaś dzięki zapaśniczym umiejętnościom dwa razy został uznany mistrzem wagi ciężkiej przez American Wrestling Association. Przed śmiercią Tilleta rzeźbiarz Louis Linck stworzył kilka popiersi wrestlera. Z informacji opublikowanych przez blogera podającego się za byłego pracownika wytwórni wynika, że animatorom DreamWorks za wzór do stworzenia ostatecznego wizerunku Shreka posłużyło popiersie w zielonym odcieniu wystawiane w York Barbell Museum. I choć ani pracownicy, ani władze studia nigdy nie skomentowali tej pogłoski to porównując zdjęcia Maurice'a Tilleta z animowanym Shrekiem jestem w stanie z łatwością sobie wyobrazić, że tak właśnie było. Zresztą sami spójrzcie:
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Image may be NSFW.
Clik here to view.

Być może przez zakorzenione w nas stereotypy sądzicie, że oto zobaczyliście prawdziwego ogra, ale nie dajcie się zwieść, bo podobnie jak Shrek Tillet pod zewnętrzną powłoką również skrywał w sobie niezwykłą osobowość. Poza byciem gwiazdą wrestlingu był również poetą, pisarzem i zapalonym szachistą znającym czternaście języków. Podoba mi się również myśl, że umieszczenie w animacji sceny, w której Shrek walczy na ringu z rycerzami biorącymi udział w turnieju jest uhonorowaniem wrestlera.

Shrek vs popkultura

[DreamWorks vs Disney]


Animacja w większym lub mniejszym stopniu nawiązuje do wielu dzieł popkultury, nawet tych niezwiązanych ze światem baśni, jak choćby do „Matrixa” w scenie walki Fiony z Monsieur Hood i jego kompanią. Z całą pewnością „Shrek” jest dziełem intertekstualnym i choć można czerpać przyjemność z oglądania go bez znajomości wszelkiej maści zapożyczeń to jednak, gdy widz posiada odpowiednie zaplecze merytoryczne bawi się znacznie lepiej, ponieważ wychwytuje wszystkie żarty oparte na zapożyczeniach, cytatach oraz parafrazowaniu znanych scen z innych filmów czy literatury. Jednak nie będziemy się zajmować rozkładaniem filmu na części pierwsze, a jedynie bliżej przyjrzymy się postaciom ze świata baśni, bo w końcu „Shrek” i jego kontynuacje to największy zlot bajkowych bohaterów od czasów filmu „Kto zabił Królika Rogera”. I choć pochodzą one z różnych baśni tak nie sposób nie zauważyć, że znaczna część z nich należy do wytwórni Disneya, jak choćby Pinokio, Śnieżka i jej Krasnoludki, Dzwoneczek, Kopciuszek, Mała Syrenka, Matka Chrzestna, Książę z bajki, czy Dobre Wróżki. Oczywiście żadna z tych postaci nie została stworzona od podstaw przez wytwórnię Disneya (o czym wiecie z poprzednich rozdziałów) to przez podobieństwo wizualne możemy śmiało założyć, że zostały zapożyczone z disneyowskich bajek. Można to odebrać jako oczywisty pstryczek w nos konkurenta przez twórców „Shreka”, jednak to tylko pierwsza warstwa, a jak wiemy rywalizacja jest jak cebula/ogry – ma warstwy.

W rzeczywistości DreamWorks uderza Disneya tam gdzie boli, czyli nie w animacje, lecz w zakulisowe problemy wytwórni. Chcecie przykładów? Proszę bardzo! Zacznijmy od początków wielkiej przygody Shreka, który całe życie spędziłby w swojej samotni, gdyby nie to, że Lord Farquaad wpadł na genialny pomysł, by pozamykać wszystkie bajkowe postacie w klatkach. Do czego mogłoby się odnosić wpakowanie za kratki bohaterów bajek Disneya, jak nie do tego jak więzione są te postacie przez swoją wytwórnię. Chodzi oczywiście o to, że od kilkudziesięciu lat amerykańskie prawo ochrony praw autorskich jest tworzone wedle życzenia wytwórni Disneya (o tym kiedyś opowiem Wam więcej), a postacie wykreowane przez nią być może już nigdy nie zostaną uwolnione i nie trafią do domeny publicznej.

Innym przykładem wyśmiania konkurenta DreamWorks jest stworzenie czarnego charakteru, który jest znienawidzonym przez wszystkich karłem. Skąd wziął się na niego pomysł, skoro nie z książki Williama Steiga? Pozwólcie, że opowiem wam historię, która zdarzyła się naprawdę. Jej bohaterami są Jeffrey Katzenberg (pracownik) oraz Michael Eisner (szef). Oboje byli pracownikami The Walt Disney Company, gdy firma była w dołku i starali się uchronić ją przed bankructwem, co jak wiecie się udało. To między innymi za sprawą Jeffrey'a Katzenberga nastała era renesansu Disneya. To on przyczynił się do powstania takich filmów, jak "Kto wrobił królika Rogera?", "Mała syrenka", "Piękna i bestia", "Aladyn", czy "Król Lew", a to tylko część jego zasług dla firmy. Nic więc dziwnego, że po tragicznej śmierci Franka Wellsa chciał zostać mianowany nowym prezesem, jednak uniemożliwił to Michael Eisner piastujący stanowisko porónywalne do tego, którego pożądał Katzenberg. Całe to zajście stało się głównym powodem odejścia Katzenberga oraz początkiem dość paskudnego sporu sądowego, w którym wyszła m.in. awersja Eisnera do karłów, chociaż zdanie 'I think I hate that little midget' odnosiło się głównie do Katzenberga. I choć sam Eisner nie jest niski to czy kogoś dziwi, że mógł posłużyć za pierwowzór Lorda Farquaada, który jest jedynie małym, złośliwym człowieczkiem w krainie baśniowych stworów? Przy tym Duloc wydaje się być nawiązaniem do założonego przez Eisnera Euro Disney Resort, czyli Paryskiego Disneylandu. Chociaż sam Katzenberg oficjalnie nigdy tych plotek nie potwierdził, ale raczej nie wypadałoby mu to jako założycielowi DreamWorks. Ach! Prawda zapomniałam wspomnieć, że po odejściu od Disneya założył z kolegami studio, które stało się głównym konkurentem Disneya – DreamWorks SKG (ostatnie litery pochodzą od nazwisk założycieli, czyli odpowiednio Spielberga, Katzenberga oraz Geffena). Ups!

Zresztą nie tylko DreamWorks wykorzystał Shreka, by zagrać na nosie rywalowi. Wytwórnia Disneya nie pozostała mu dłużna i wykorzystała kilka motywów w swoich późniejszych filmach. W „Shreku Trzecim” (2007) Książę z Bajki wraz z łotrami z tawerny śpiewał piosenkę, która ich zjednoczyła i opowiadała o tym ile poświęcili dla marzeń. Ten motyw muzyczny został przerobiony „Marzenie mam” w „Zaplątanych” (2010) Disneya. Z kolei oglądając „Meridę waleczną” (2012) Pixara oraz „Shrek Forever” (2010) ciężko nie porównywać dwóch walecznych, rudowłosych dziewczyn ubranych zgodnie ze szkocką modą. A może to tylko przypadek?
Image may be NSFW.
Clik here to view.
Może przypadek, ale to i tak to dobry pretekst, by wrzucić obrazek ;)
Gosiarella o Shreku

„Shrek” jest animacją, która powstała, by bawić a nie pouczać, jednak chociaż Shrekowi pozornie daleko do bajek moralizatorskich to trzeba przyznać, że przesłanie filmu, jak i jego kontynuacji jest całkiem wartościowe – nie należy nikogo oceniać po pozorach. Shrek nauczył się żyć w samotności i cieszyć przerażeniem, które wzbudza w okolicznych wieśniakach, przypadkowo spotkanych rycerzach, czy wręcz każdym, kto stanie na jego drodze. Jednak w trakcie rozmów z Osłem wielki, zły ogr pokazuje, że jest nieco przewrażliwiony na tym punkcie. Zaczął żyć na uboczu, ponieważ najwyraźniej miał dość tego, że wszyscy się krzywią, krzyczą i uciekają na jego widok albo w najgorszym razie biegają za nim z widłami i pochodniami. A przecież Shrek nie jest groźnym, ludziożernym potworem za jakiego inni go mają, chociaż trochę obrzydliwe zachowanie ma. Zresztą nie tylko nasz zielony główny bohater jest tu przykładem tego, jak wygląd zewnętrzny potrafi zmylić. Taka piękna księżniczka, jaką z pewnością za dnia jest Fiona powinna według przyjętych stereotypów być uległą, infantylną ślicznością, a przecież jej zachowanie nieraz pozytywnie zaskakuje widza. Zresztą po zdjęciu klątwy widać jej prawdziwe oblicze, więc skoro nie przerażała nikogo, gdy była piękną kobietą to dlaczego miałaby zacząć, gdy jej wygląd uległ zmianie i stała się zieloną ogrzycą? Czyżbyśmy się bali tylko cech zewnętrznych, zamiast potworów, które ludzie skrywają w swym wnętrzu?

Ps. Podobało się? Wesprzyj Gosiarellę na Patronite! Z pojawieniem się każdego nowego patrona, będzie się pojawiać na blogu nowy odcinek serii True Story! A klikając tutaj możecie się dowiedzieć więcej na temat udzielanego wsparcia.
Ps2. Z ciekawości wolicie bajki Disneya, czy DreamWorksa?

Na Zeusa! 11 książek z mitologią grecką w tle

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Książki z zabarwieniem mitologicznym

Mitologia grecka jest czymś, co poznajemy w dość wczesnym wieku, gdy w szkole po raz pierwszy uczymy się o greckich bogach na historii lub trzymamy w ręce nieśmiertelną już "Mitologię" Jana Parandowskiego. Tak zaczęła się moja fascynacja tym niezwykłym klimatem towarzyszącym mitom. Dla wszystkich, którzy podobnie jak ja nie mogą się rozstać z tą tematyką, przygotowałam zestawienie 11 książek beletrystycznych osadzonych w świecie greckiej mitologii.


[WAŻNE: Linki do recenzji poszczególnych tytułów znajdziecie na różowo w opisie, zaś wypunktowane tytuły zabiorą Was do sklepu, abyście mogli kupić książki w najniższej możliwej cenie - nawet za mniej, niż 10 zł!]


Image may be NSFW.
Clik here to view.


Josephine Angelini — Spętani przez bogów


Fabuła: W skład trylogii napisanej przez Josephine Angelini wchodzą: „Spętani przez bogów”, „Wędrówka przez sen” oraz „Bunt bogini”. Cała historia rozpoczyna się, gdy mieszkająca na małej wysepce Helena Hamilton poznaje rodzinę Delosów, której członkowie działają na Helenę, jak płachta na byka. Przy pierwszym spotkaniu z Lucasem Delos, rzuca się na niego w morderczym szale. Szybko okazuję się, że ta cała sytuacja ma logiczne mitologiczne wyjaśnienie.


Ocena: Naprawdę nienawidzę tego porównania, ale muszę go użyć - to jest jak podróbka "Zmierzchu", z tym że w „Spętanych przez bogów” nie mamy wampirów, lecz Sukcesorów, czyli potomków bogów (?), którzy brali udział w wojnie Trojańskiej. Obawiam się, że nie do końca załapałam o co konkretnie chodziło, ponieważ autorka rozciągała tłumaczenie zasad, na jakich Sukcesorzy działają, przez całą książkę. Wytrzymała jedynie lekturę pierwszego tomu i nie miałam siły zabierać się za kontynuacje, ponieważ mimo że czytało się się ją szybko i w miarę przyjemnie, to grasowali w niej beznadziejni bohaterowie, schemat był oklepany, zasady rządzące światem Sukcesorów nielogiczne, a opisy tak nie spójne, że ciężko się połapać co akurat się dzieje.


Image may be NSFW.
Clik here to view.


Meg Cabot - Porzuceni

Fabuła: "Porzuceni" i "Świat Podziemi" są swego rodzaju wariacją mitu o Hadesie i Persefonie. Główną bohaterką jest Pierce Oliviera, która umarła, a później cudem wróciła do życia, jednak trochę odmieniona. Kto by nie był inny po przebudzeniu ze śmierci klinicznej? Przebłyski wspomnień z zaświatów też nie ułatwiają sprawy.

Ocena: "Porzuceni" są krótką książką, jednak bardzo wciągającą, którą czyta się ją za jednym zamachem. Akcja dość szybko się rozkręca, chociaż jest wielokrotnie przerywana przez pojawiające się retrospekcje, które powoli odkrywają przed nami tajemnicze zdarzenia, jakie spotkały bohaterkę w czasie (tuż po) jej śmierci. Plusem jest to, że zagadka wyjaśnia się w odpowiednim momencie, a przy tym nie odkrywa wszystkich swoich kart od razu. Można powiedzieć, że jesteśmy syci, ale nie przejedzeni.

Image may be NSFW.
Clik here to view.


Fabuła: "Bogini Nocy, W zimnym ogniu", "Nocny cień, Tajemny zwój" i "Ofiara, Zagubiona" to trzy tomy wydanego w Polsce cyklu "Córki Księżyca". 
Dawno, dawno temu grecka bogini i uosobienie księżyca Selene spostrzegła Endymiona. Historię tę poznacie w prologu, a ode mnie dowiecie się, że z ich związku powstały córki księżyca, które strzegą ludzkość przed ciemnością.  Vanessa, Catty, Serena i Jimena mają piętnaście lat i chodzą razem do szkoły. Łączy je także niezwykły dar, który ukrywają przed światem. Najczęściej taki dar łączy się jednak z ogromną odpowiedzialnością i misją. W tym przypadku również tak jest. Dziewczyny wiedzą, że na ich drodze czyha niebezpieczeństwo ciemności w postaci Atroxa i jego wyznawców. 

Ocena: Podczas czytania nie czułam niczego, poza znużeniem. Żadnych emocji, ani napięcia. Nic mnie nie zaskoczyło. Choć styl pisania pani Ewing jest przyjemny, to i tak nie ratuje książki, która zresztą ma wiele błędów. Czasami są to literówki, innym razem źle podane imiona, a czasami inne niedociągnięcia. Co się tyczy bohaterów, to fajnie, że każda z dziewczyn ma inne cechy charakteru i różnią się między sobą. Może i nie są źle skonstruowane, jednak dobrze też niestety nie. Największym plusem książki, jest dla mnie wprowadzenie prologów, w których autorka odnosi się do mitologicznych bogów, by później w pewnym stopniu się do nich odwoływać. Najcięższym grzechem książki  jest tak słabo rozwinięta walka. Wychodzę z założenia, że gdy siły dobra i zła się ze sobą ścierają w walce, wszystko jest gwałtowne i przerażające. 
Image may be NSFW.
Clik here to view.



Fabuła: Furie są mitycznymi boginiami zemsty. Nieubłagane, okrutne, bezlitosne. Przybywają na ziemię z ciemności podziemnego świata. A wtedy nic nie jest w stanie przebłagać ich gniewu…
W Ascension zaczęły się ferie. Pada śnieg, wszystko jest takie piękne i spokojne. No i szykują się odlotowe imprezy. Lecz nie wszyscy cieszą się ze świąt. Emily właśnie się zakochała, ale wcale nie jest szczęśliwa. Chase, jej kumpel z klasy, też ma swoje problemy – w domu i w szkole. I straszny sekret do ukrycia. Nagle w Ascension zjawiają się trzy dziewczyny – trzy piękne tajemnicze dziewczyny. Seksowne i niesamowite. Każdy chłopak traci dla nich głowę. Każda dziewczyna chciałaby wyglądać jak one. Chase i Emily też są nimi zafascynowani, zwłaszcza Chase. Dopóki nie odkryją, kim są trzy nieznajome i po co zjawiły się w Ascension. I co oznacza pozostawiany przez nie kwiat – przepiękny storczyk o płatkach w kolorze krwistej czerwieni…


Image may be NSFW.
Clik here to view.


Przez lata Rick Riordan napisał wiele książek w swoich seriach powiązanych z mitologią, jeśli ich lektura jest dopiero przed Wami polecam zapoznać się z kolejnością czytania książek Ricka Riordana.

Fabuła: Co by było, gdyby Bogowie Olimpijscy wciąż żyli w XXI wieku? Co by było, gdyby nadal zakochiwali się w śmiertelnikach i śmiertelniczkach i mieli z nimi dzieci, z których mogą wyrosnąć wielcy herosi - jak Tezeusz, Jazon czy Herakles? To właśnie się przydarzyło dwunastoletniemu Percy'emu Jacksonowi, który zaraz po tym, jak dowiedział się prawdy, wyrusza na niezwykle niebezpieczną misję. Z pomocą satyra i córki Ateny Percy odbędzie podróż przez całe Stany Zjednoczone, żeby schwytać złodzieja, który ukradł przedwieczną broń masowego rażenia - należący do Zeusa piorun piorunów. Po drodze zmierzy się z zastępami mitologicznych potworów, których zadaniem jest go powstrzymać. A przede wszystkim będzie musiał stawić czoła ojcu, którego nigdy nie spotkał, oraz przepowiedni, która ostrzegła go przed zdradą przyjaciela.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Seria Percy Jackson i olimpijscy herosi

Kelly Keaton – Z ciemnością jej do twarzy

Fabuła: Z serii "Bogowie i potwory" ukazała się w Polsce jedynie pierwsza część skupiająca się na potomkini Meduzy. Ari zawsze czuła się inna. Ma długie srebrzyste włosy, których nie da się ściąć ani zafarbować. Zielone nienaturalnie przyciągające oczy. Niejasną przeszłość związaną z szaleństwem i samobójstwem matki. Jest wściekła, zbuntowana i za wszelką cenę chce dotrzeć do prawdy. Próbując odkryć tajemnicę swojego pochodzenia, trafia do odmienionego, magicznego Nowego Orleanu, który po huraganie wykupiony został przez tajemnicze rodziny o potężnych wpływach. Miasto pełne jest dziwnych istot, wampirów, czarodziejów, hybryd... Na ich tle Ari wydaje się być zwykłą dziewczyną, a jednak to właśnie ona wzbudza największy lęk... Prześladują ją zabójcy, wspiera przystojny i odważny pół-wampir Sebastian, a gdzieś na obrzeżach miasta i tajemnicy czai się złowroga bogini Atena, która zrobi wszystko, by ją dopaść.

Image may be NSFW.
Clik here to view.


Fabuła: Nikki Beckett zniknęła na wiele miesięcy. Przebywała w podziemiu zwanym Podwiecznością, lecz nikt z jej bliskich nie wiedział co się z nią dzieje. Po powrocie do swojego życia nie cieszyła się zaufaniem z ich strony. Teraz ma tylko sześć miesięcy, by nacieszyć się swoim ojcem i byłym chłopakiem, a później będzie musiała pożegnać się z nimi na zawsze, by wrócić do Podwieczności. Może te pół roku wolności nie byłoby takie złe, gdyby nie obecność Cola, który chce przejąć tron w podziemiach i jest przekonany, że to Nikki jest kluczem do jego sukcesu. I zrobi wszystko, aby ją ściągnąć do podziemi, jako swoją królową.

Ocena: Ta seria zbiera wiele pozytywnych recenzji, jednak osobiście nie jestem jej fanką. Męczyli mnie główni bohaterowie, a i fabuła nie urzekła. Ciężko wskazać mi jednoznacznie, co w tej książce poszło nie tak oraz dlaczego mi się nie podobała, bo składa się na to wszystko po trochu, a przy okazji nic nie jest do końca złe. Zwyczajnie czułabym się źle polecając wam tę serię. Niemniej jestem jednym z nielicznych wyjątków, którzy marudzą w jej przypadku.


Image may be NSFW.
Clik here to view.


Fabuła: Dawno temu dwunastu nieśmiertelnych, niebezpiecznych i uwodzicielskich wojowników ukradło i otworzyło puszkę Pandory, uwalniając wszelkie zło z jej wnętrza. Teraz każdy z nich nosi w sobie demona z puszki: demona Furii, Bólu, Śmierci, Zarazy, Katastrofy, Sekretów, Zwątpienia, Kłamstwa, Gniewu, Rozwiązłości, Porażki i Niedoli.  Dziś żyją we współczesnym świecie, a każde z nich skazane jest na wieczne cierpienie...

Image may be NSFW.
Clik here to view.
seria Władcy Podziemi jak czytać

Image may be NSFW.
Clik here to view.


Fabuła: „Nigdy, przenigdy nie płacz” – tego przed laty nauczyła Eurekę Boudreaux jej mama. Ale teraz nie żyje, a dziewczyna na każdym kroku natyka się na Andera – wysokiego, bladego, jasnowłosego chłopca, który wydaje się wiedzieć rzeczy, jakich wiedzieć nie ma prawa, i który ostrzega Eurekę, że jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, i prawie doprowadza ją do łez. Ander nie zna jednak najmroczniejszej tajemnicy Eureki – od kiedy jej matka zginęła w tajemniczym wypadku, dziewczyna również pragnie umrzeć. Niewiele jej w życiu pozostało, jedynie stary przyjaciel Brooks i dziwny spadek: medalion, list, tajemny kamień i starożytna księga, której nikt nie rozumie. Księga opisuje niepokojącą historię dziewczyny o złamanym sercu, której łzy zatopiły cały kontynent. Eureka wkrótce odkryje, że starożytna opowieść nie jest czystą fantazją i Ander może mówić prawdę, a w jej życiu kryją się mroczniejsze tajemnice, niż się kiedykolwiek spodziewała…

Image may be NSFW.
Clik here to view.


Fabuła: Tom pierwszy "Kakrachan" skupia się na losach młodej Dalemy. Dziewczyna w 17. cyklu życia dowiaduje się o zdumiewających przedmiotach i budowlach, których istnienia nikt nie potrafi jej wyjaśnić. Z jednej strony jest otoczona ludźmi, którzy reprezentują ogromną wiedzę oraz władzę i nie boją się jej wykorzystywać, a z drugiej strony - spiskowcami, których motywów działania nie rozumie. Czy będzie chciała poznać te tajemnice? Jak mocno pożąda wiedzy, a jak bardzo marzy o władzy? W jaki sposób powinna interpretować zachowania najbliższych jej osób? Jak silne jest jej pragnienie miłości Zamira i dlaczego równocześnie się jej obawia?
Kim byli Atlanci? Czy Atlantyda to mit? Czego możemy się dowiedzieć o naszych początkach? Jak wytłumaczyć zdumiewające do dziś monumenty dawnych cywilizacji? W jaki sposób rozszyfrować zagadki sprytnie poukrywane w tej niesamowicie wciągającej historii? Czy ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia? A może jest coś jeszcze? Odliczanie właśnie się zaczęło...

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Izabela Misztal - Ava Farris. Podwójna tożsamość

Fabuła: Ava Farris opowiada historię Avy, która wraz z rodziną wprowadziła się niedawno do małego miasteczka Carlton. Jej brat, Thomas od razu rozkochał w sobie miejscowe dziewczyny, zdobył popularność oraz został kapitanem drużyny koszykówki. Jej ojciec w błyskawicznym czasie rozkręcił firmę transportową. Matka założyła Zgromadzenie Kobiet Domu. Cała rodzina szybko zdobyła przychylność, podziw i szacunek mieszkańców miasteczka, jedynie Ava odstawała. Ludzie dziwili się, jak w takiej rodzinie mógł znaleźć się ktoś, kto nie zadziwia urodą, nie posiada żadnych talentów, a do tego trafił do klasy o obniżonych wymaganiach. Jednak to wszystko nie jest do końca prawdą. Ava tak, jak i reszta rodziny posiada talenty: zawrotna szybkość, gojenie się w zawrotnym tempie, błyskawiczna szybkość uczenia, niesamowity słuch, talent malarski - właściwie nie ma dla niej rzeczy nie do zrobienia, jednak w obawie o życie swoje i swojej rodziny nie chce zwracać na siebie uwagę swoich odwiecznych wrogów. W końcu już dość się przez nich nacierpiała przez lata. Wszystko oczywiście zmienia się, gdy dziewczyna poznaje chłopaka. Nathaniel też nie wydaje się być przeciętnym chłopcem, jednak która zakochana nastolatka zwraca na to uwagę?

Ocena: Książkę wspominam bardzo miło. Postacie może i nie są zaskakujące, ani wielowymiarowe, jednak są bardzo przyjemne w odbiorze. Ava momentami naprawdę zdaje się być opóźniona oraz przypomina bohaterkę starych bajek, która odnajduje siebie, dopiero gdy poznaje swojego księcia z bajki. Z kolei Nathaniel zachowuje się dokładnie, jak książę z bajki, który odnalazł kopciuszka. Największym plusem jest to, że niemal do ostatnich kartek zachodziłam w głowę kim są bohaterowie. Za nic nie potrafiłam się domyśleć o co tak na prawdę w tym wszystkim chodzi, a to mnie szczerze zdumiało, bo zazwyczaj po kilku rozdziałach jestem w stanie domyśleć się wszystkiego. Książka wciąga i szybko się ją czyta. Język jest łatwy, a opisy w idealnej proporcji do akcji.

Image may be NSFW.
Clik here to view.

☞ Sprawdź również Książki inspirowane baśniami

Ps. Przy okazji entuzjastom polecam zaopatrzenie się w "Mitologię Greków i Rzymian" Zygmunta Kubiaka.
Ps2. Za jakiś czas pojawią się książki z motywem mitologii innych krajów oraz miksy. Jakieś życzenia odnośnie kolejność i dlaczego akurat chcecie nordyckie? Zgadłam, prawda?
Ps3. W komentarzach śmiało możecie podrzucać książki przesiąknięte mitologią grecką, o których nie wspomniałam!

Co dobrego w czerwcu, czyli premiery książkowe i kinowe!

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Czerwiec oznacza, że spora część z Was niebawem zacznie wakacje, a co za tym idzie będzie miała sporo czasu na spędzanie czasu tak jak lubi, czyli czytając Gosiarellę i pożerając popkulturę. Na szczęście wydawcy i wytwórnie dbają o to, by tej nigdy Wam nie brakło, więc szykujcie się na nadchodzące premiery!


J.L. Bourne - Armagedon dzień po dniu
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data: 14 czerwca


Śmiało mogę powiedzieć, że to pozycja obowiązkowa na Waszej zakupowej liście. Mam, czytałam i objęłam patronatem, więc chyba nie muszę bardziej zapewniać, jak bardzo mi się podobało! Na wszelki wypadek polecam także przeczytać recenzję "Armagedon dzień po dniu"


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Głównym bohaterem i zarazem narratorem opowieści jest młody oficer lotnictwa marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, który w ramach postanowienia noworocznego zaczyna pisać pamiętnik. Dość szybko jego zapiski zaczynają przypominać kronikę upadku cywilizacji, a wszystko zaczyna się od informacji o panującej w Chinach epidemii, która doprowadza do licznych zgonów i potrzeby interwencji wojska. Wkrótce wirus dociera również do USA, a mieszkańcy zaczynają gromadzić zapasy. Choć nie spodziewają się zombie apokalipsy, to są pewni tego, że epidemia może spowodować braki w zaopatrzeniu sklepów i zamieszki na ulicach. Nasz bezimienny bohater również postanawia się przygotować. Gromadzi prowiant, amunicję, zabezpiecza dom i sprawia, by stał się on samowystarczalną twierdzą. Jednak sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli, gdy zombie zaczynają błąkać się po ulicach.



Wydawnictwo: Czwarta strona
Data: 14 czerwca


Kate jest typową nastolatką. Mieszka u swojej ciotki w Londynie i wiedzie spokojne życie. Pewnego dnia staje na progu tajemniczego sklepu pełnego czarodziejskich przedmiotów, od właścicielki którego otrzymuje Księgę Luster. Dziewczyna rzuca miłosny urok na przystojnego Jonathana, lecz czar skutkuje zupełnie inaczej, niż by tego oczekiwała. Kate trafia do Jaaru, krainy zamieszkanej przez magiczne stworzenia.Fion jest ferem, baśniową istotą. Jego stosunki z ojcem są coraz gorsze, więc w akcie buntu opuszcza dom, by odnaleźć przypisaną mu czarownicę. Wpada w ręce niebezpiecznej nimfy Erato i przez swoją naiwność wprowadza do świata magii wielki zamęt.Tymczasem w Londynie ciotka dowiaduje się, że ze sklepu pani Selene zniknął magiczny kamień o potężnej mocy. Czy uda się go odnaleźć? Jak Kate, początkująca wiedźma, poradzi sobie w świecie Jaaru, mając u boku ekscentryczne fery i wyniosłego jednorożca? I co tak naprawdę skrywa plan nikczemnej Erato?

Wydawnictwo: Prószyński Media
Data: 13 czerwca


Danny North jest pierwszym magiem wrót urodzonym na Ziemi od prawie dwóch tysięcy lat. A przynajmniej pierwszym, któremu udało się przeżyć dość długo, by posiąść swoją moc. Zesłane na Ziemię Rodziny Westiliańskie długo toczyły między sobą mordercze wojny. Kiedy zrozumiały, że stoją w obliczu zagłady, zawarły układ pokojowy, w którego wyniku każdy, kogo podejrzewano o uprawianie magii wrót, musiał zginąć. Mag wrót zdolny stworzyć Wielkie Wrota prowadzące na Westil zapewniłby swojej Rodzinie ogromną przewagę nad pozostałymi, a wówczas konflikt rozpętałby się na nowo; dlatego nikt obdarzony taką mocą nie mógł pozostać przy życiu. A jeśli nie zabiłyby go Rodziny, zrobiłby to Złodziej Wrót – tajemniczy mag, który od wieków niszczył wszystkie Wielkie Wrota i wszystkich magów wrót, żeby nie dopuścić do otwarcia przejścia między Ziemią a Westilem.

Ian Mortimer - W mieście, na dworze, w klasztorze. Jak przetrwać w średniowiecznej Anglii
Wydawnictwo: Astra
Data: 12 czerwca
Image may be NSFW.
Clik here to view.

Książka Iana Mortimera zabiera czytelników do świata XIV-wiecznej Anglii. Autor szczegółowo analizuje ignorowane zwykle przez historyków aspekty średniowiecznego życia. Z książki dowiemy się m. in. , jak witano się na ulicach XIV-wiecznego Londynu, czym zastępowano papier toaletowy i dlaczego lekarze próbowali krwi swoich pacjentów. Sugestywna narracja sprawia, że książkę czyta się jak poradnik dla podróżujących w czasie...



Tarryn Fisher - Bad Mommy. Zła Mama
Wydawnictwo: SQN
Data: 14 czerwca

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Jolene i Darius Avery są szczęśliwą parą i rodzicami kilkuletniej Mercy. Pewnego dnia do sąsiedniego domu wprowadza się tajemnicza Fig. Szybko zaskarbia sobie sympatię młodego małżeństwa i staje się najbliższą przyjaciółką Jolene. Z czasem zachowanie Fig staje się coraz bardziej niepokojące – kobieta gromadzi w domu rzeczy identyczne jak u przyjaciółki, kupuje takie same ubrania, a na Instagramie publikuje zdjęcia Dariusa. Czy prawdziwym obiektem jej zainteresowania jest Jolene, jej przystojny mąż, czy mała Mercy? A może chciałaby mieć ich wszystkich? 


Wonder Woman - 2 czerwca


Mumia - 9 czerwca


Baywatch. Słoneczny patrol -  9 czerwca

Auta 3 -  15 czerwca


Król Artur: Legenda miecza - 16 czerwca


Ostra noc - 16 czerwca


Gru, Dru i Minionki - 30 czerwca


Lady M. - 30 czerwca


Ps. Nie zapomnijcie napisać w komentarzach, co przykuło Waszą uwagę!

10 motywów, które zobaczysz w każdej dramie

Image may be NSFW.
Clik here to view.
artykuły o dramach koreańskich

Pamiętam to cudowne uczucie, które pojawiło się, gdy na samym początku mojej przygody z koreańskimi dramami. Wtedy wszystko było takie świeże i oderwane od nużących schematów produkcji, do których byłam przyzwyczajona. Kilkanaście obejrzanych dram później zrozumiałam, że i ten gatunek nie jest wolny od powielania wciąż tych samych motywów. Oto 10 z nich:


[Jeśli dotąd nie oglądaliście dram, to koniecznie sprawdźcie poradnik jak zacząć oglądać koreańskie dramy]


Chebole i kopciuszki

Oglądając koreańskie dramy doszłam do wniosku, że na każdą biedną dziewczynę czeka przystojny chebol. W końcu głównym bohaterem zawsze jest książę skrojony na miarę. Oznacza to dokładnie tyle, że jest idealny dla głównej bohaterki. Jeśli jest ona biedna (a najczęściej jest), to z pewnością jej prawdziwą miłością okaże się syn chebola, który ma tyle pieniędzy, by wykarmić wszystkie biedne dzieci w Afryce (oczywiście tego nie robi, bo woli je wydać na ukochaną). Jeśli jest lekarką, to jej Jedyny z pewnością będzie światowej sławy geniuszem-chirurgiem ratującym życie każdego pacjenta, który trafi na jego stół, który przy okazji jest także bogaty. Jeśli ona widzi duchy, to on jest bogatym kolesiem, którego dotyk neutralizuje jej zdolności. Jeśli ona jest duchem, to on je widzi i zarabia na tym sporo pieniędzy. Cechami wspólnymi oczywiście są spore pokłady gotówki, niesamowita uroda i trudności w wyrażaniu uczuć, ale także fakt, że ukochany w dramach jest zawsze tym, czego potrzebuje jego Kopciuszek. Pewnie dlatego jego konkurent ciągle przegrywa, a my cierpimy na Second Lead Syndrome.


Trójkąty miłosne

Drama bez trójkąta miłosnego to nie drama! On zawsze gdzie tam jest. Czasami nie wysuwa się na pierwszy plan, a czasami przypomina to ostrą walkę na słodkie miny, tęskne spojrzenia i czułe gesty. Najbardziej bawią mnie jednak sytuacje, w których trójkąty dzielą wierzchołek z innym trójkątem, czyli gdy w jednym, dwóch lub wszystkich trzech głównych bohaterach jest zakochany ktoś jeszcze. Wówczas rozrysowanie relacji między bohaterami zajęłoby całą kartkę A4, ale przecież w jakiś sposób należy upewnić widzów, że bohaterowie dram są naprawdę piękni oraz warci uwagi i miłości, prawda? W końcu jak inaczej moglibyśmy to dostrzec? Przy okazji warto wspomnieć, że w Korei trójkąty są naprawdę połączone, bo często bohaterów tej samej płci łączy bardzo specyficzna przyjaźń.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
trójkąty miłosne w dramach
Koreanki często wybierają źle.

Łapanie za nadgarstek

Wydaje mi się, że gdy normalny człowiek chce zaprowadzić gdzieś drugą osobę, to robi to za pomocą komunikacji werbalnej, jednak wśród Koreańczyków panuje trend ciągnięcia dziewczyny za nadgarstek. Aż dziw, że nie mają ich pokracznie powykręcanych, bo wygląda to czasami naprawdę boleśnie. Ogólnie oglądając takie sceny momentami jestem poważnie zaniepokojona kondycją ich nadgarstków. Może powinni się w końcu przerzucić na dłonie?


Starsze pokolenie jest zdegenerowane!


Co tam w tych dramach się nie dzieje?! Matki porzucające dzieci. Surowi ojcowie nieumiejący wyrażać uczuć. Chciwi pracownicy lub bracia, którzy nie cofną się przed niczym, by przejąć firmę. Dyrektorzy, którzy z krwią na rękach trzymają się swoich stołków. Cuda i wianki! Oczywiście od każdej reguły istnieją wyjątki, jednak ilość zdegenerowanych osób w pokoleniu starszym od bohaterów jest zaważająca! Nie przestaję się zastanawiać, czy ci młodsi też za kilka lat się tacy staną... w końcu młodsze pokolenie od nich też będzie potrzebować swoich złoczyńców!


Scena pod prysznicem

Rozumiem, że jest to forma propagowania czystości wśród widzów, bo jaki inny sens miałoby notoryczne wstawianie w dramach scen, w których bohater bierze prysznic. Nie żebym narzekała, ale zbliżenia na nagi, umięśniony tors bohatera, po którym powoli spływają krople wody niespecjalnie pchają akcje do przodu.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Dbanie o higienę jest bardzo promowane.

Wspólna przeszłość

Przeznaczenie musi być bardzo ważne dla twórców dram, bo z jakiego innego powodu obdarowywaliby głównych bohaterów swoich produkcji tak skomplikowanymi relacjami? Zazwyczaj jest tak, że pierwszoplanowe postaci łączy wspólna przeszłość i najpewniej spotkali się jako dzieci, więc ich losy są tak splecione, że nawet Herkules by ich nie rozplątał. Nawet jeśli nie spotkali się za młodu, to z pewnością w poprzednim wcieleniu lub ich rodziców łączy zagmatwana historia. Zwyczajnie nie może być tak, że nie dzielą wspólnego bagażu, bo ich miłość musi być efektem przeznaczenia, trust me!


Wspólne mieszkanie

Dla nas to całkiem normalne, że pary mieszkają razem. W Korei nie wydaje się to tak popularne, a jednak bohaterowie dram, nawet gdy nie są w związku, to i tak zawsze znajdą całkiem racjonalny powód, by zamieszkać ze sobą na jakiś czas (bo oczywiście w końcu któreś z nich wbrew logice musi się wyprowadzić, by pchnąć akcje naprzód). Przykładowo może to być spowodowane tym, że jeden z bohaterów jest bezdomny (z „Louie Król Zakupów”) lub wchodzi to do nietypowych obowiązków pracy, lub grozi im niebezpieczeństwo. Prawda jest taka, że każdy powód będzie odpowiedni, bo ten motyw jest obowiązkowy!

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Od tej pory przestanę wpadać w szał, a zacznę symulować chorobę! To musi być znacznie przyjemniejsze.


Emocjonalne omdlenia

Oglądając dramy mam wrażenie, że Koreańczycy chorują zupełnie inaczej, niż my. U nas potrzebny jest wirus, który ścina nas z nóg lub powoduje, że funkcjonujemy z zapchanym nosem i na oparach sił. W dramach to nie wirusy wywołują choroby, a EMOCJE! Srsly! Wystarczy, że bohaterka się czegoś przestraszy lub pozna upiorną tajemnicę i BACH! Pada jak mucha, męczy ją gorączka, a ona przez całą noc leży nieprzytomna. „Choroba” trwa całą noc i mija, gdy wstanie świt, jeśli przez ten czas trwał u jej boku ukochany, a później zasnął z głową na jej łóżku. No poważnie... co tam zachodnia medycyna i leki, powinniśmy robić ekstrakt z koreańskiej miłości!

Piggyback Ride, czyli nieprzytomna pani i jej taksówkarz

Są eliksiry miłości, długowieczności i syropy na gardło, jednak jedynym w 100% skutecznym napitkiem o magicznych właściwościach jest soju. Wystarczy wyżłopać jego odpowiednią ilość i zacząć się zataczać (opcjonalnie paść twarzą na ziemię), by zjawił się przystojny skośnooki książę, który na swych umięśnionych plecach odeskortuje do domu. To zastanawiające, że żaden z bohaterów nie wpadł na to, by pijanej dziewczynie zamówić taksówkę. Naprawdę aż taką przyjemnością jest taszczenie na barkach zwłok?
Okey, żeby nie było: Jeśli bohaterka jest abstynentką, a koniecznie chciałaby wskoczyć chłopakowi na plecy, to powinna zgubić buta lub się uderzyć w stopę.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Chcesz by ukochany nosił Cię na plecach, więc zalej się w trupa!

Flashback... again and again and again.

Najbardziej irytujące w dramach są nieustanne flashbacki. Fakt, że scenę widzieliśmy 3 minuty wcześniej, wcale nie znaczy, że nie powinniśmy ją obejrzeć ponownie, a przynajmniej w to wierzą ich twórcy. Zupełnie jakby podejrzewali, że widzowie mają pamięć rybki, a w rzeczywistości trafia nas szlag i marzymy o kliknięciu Skip. SKIP! SKIP! Czasami w odcinku pojawiają się cztery razy te same sceny, bo bohaterowie o nich myślą. To trochę żenujące, że nie pozwalają nam się samodzielnie domyślać, co siedzi w głowach bohaterów. Powtarzanie wciąż tego samego jest nudne. Najbardziej irytujące w dramach są nieustanne flashbacki. Powtarzanie wciąż tego samego jest nudne!

Oczywiście to tylko część powielanego w dramach schematu. Jest jeszcze wiele motywów, które lubią się powtarzać, jak choćby to, że przynajmniej dwa razy w każdej koreańskiej produkcji musimy zobaczyć bohaterów, gdy jedzą ramen i piją soju. Rozumiem, że to dla nich odpowiednik naszego rosołu i wódki, czy amerykańskiego hamburgera z frytkami... A wracając do tematu po zaprezentowaniu wszystkich tych motywów mam dziwne wrażenie, że właśnie zaspoilerowałam Wam wszystkie dramy i nic zaskakującego już na Was nie czeka. Na szczęście to nie prawda, bo poza uparcie powielanym schematem, twórcy dram wciąż mają kilka asów w rękawie.

Ps. Jesteście już na etapie, na którym dostrzegacie te wszystkie powtarzające się motywy? A może widzicie także inne? Jeśli tak, to podrzucajcie w komentarzach!

Silne bohaterki i ciekawi mężczyźni, czyli o cudzie w Supergirl 2

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Silne postacie kobiece w produkcjach o superbohaterach

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że „Supergirl” nareszcie stał się serialem o superbohaterach z prawdziwego zdarzenia. Czasami trzeba cudu (czyt. zmiany stacji nadawczej), by infantylne dziewczynki bawiące się w bohaterki zmienić w silne postacie kobiece mające wiele do powiedzenia w kreowaniu świata. Ten sam cud sprawił, że zakochani, niezbyt użyteczni chłopcy stali się dla nich równymi partnerami stąpającymi własną ścieżką. Panie, Panowie i Różowe Sałaty wszelkiej maści! Z przyjemnością i dużym entuzjazmem prezentuję wrażenia z drugiego sezonu „Supergirl"!

W czasie eksperymentu DC oglądałam i opisywałam wszystkie serialowe adaptacje komiksów DC, w tym również pierwszy sezon „Supergirl”, który był emitowany przez stację CBS. Byłam wówczas załamana poziomem tej produkcji do tego stopnia, by nie kontynuować oglądania. Wtem pojawiła się informacja, że serial przejęła stacja The CW, która emituje inne adaptacje komiksów z tego uniwersum, więc musiałam sprawdzić co moja ulubiona stacja zrobi z tym superbohaterskim nieszczęściem. I wtem moim oczom objawił się cud! Od pierwszego odcinka drugiej serii widać wyraźną kreskę, którą postawiło The CW, by odciąć się od wszystkiego, co ich zdaniem (i moim) było zbędne. Przyjrzyjmy się co dokładnie zmieniono, jeśli nie straszne wam spoilery.


Mężczyźni napisani na nowo!


Pierwsza dość istotna zmiana została wprowadzona w relacjach Kary (Melissa Benoist) i Jamesa (Mehcad Brooks), którzy przez cały pierwszy sezon stawiali kroki niezdarnego tańca miłości, by w końcu zdecydowali się być ze sobą. I tu The CW nie wytrzymało i nagle zakończyło cały ten romansik bez chemii. Obojgu bohaterom wyszło to na dobre. James, który dotąd był definiowany jako przyjaciel superbohaterów i obiekt westchnień Kary, został w końcu bohaterem własnej opowieści. Stanął na czele CatCo Media, a następnie wcisnął się w zbroje wyposażoną w parę gadżetów, by jako Guardian kopać tyłki przestępców. Przemiana z miniona w superbohatera była bardzo korzystna dla rozwoju tej postaci, ale podejrzewam, że dopiero w kolejnym sezonie zabłyśnie jego gwiazda.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Bohaterowie bez super mocy
Okazuje się, że jest tak dokładnie obudowany bohater jest łatwiejszy do rozpoznania, niż Kara, która jedynie ściąga okulary.

Oczywiście w The CW nie może istnieć serial bez wątku romantycznego, dlatego też James został zastąpiony przez nową postać, która miała spektakularne wejście. Historia Mon-El'a (Chris Wood) rozpoczęła się, gdy nieprzytomny zjawił się na ziemi w kryptoriańskim statku. Niemniej dość szybko okazało się, że chłopak nie pochodzi z Kryptonu, lecz z Daxam, czyli ze złą sławą owianej planety, która od lat prowadziła wojnę z Kryptonem, i która mocno ucierpiała podczas jego zniszczenia. Innymi słowy, twórcy zgotowali nam tu kosmiczną wariację Romea i Julii, choć najpewniej Mon-El i Kara nie skończą tak, jak bohaterowie dramatu Szekspira. Najważniejszy jest jednak fakt, że tym razem nikt nie męczył widzów zabawą w kotka i myszkę, więc para dość szybko połapała się w swoich uczuciach i zaczęła się spotykać. Przy okazji twórcy co jakiś czas stawiają im na drodze przeszkody, z którymi muszą się uporać. Najbardziej uroczą z nich wszystkich był Mr. Mxyzptlk (Peter Gadiot), który wyniósł antybohaterów na wyższy (lepszy) poziom. Wracając do samego Mon-El'a to muszę przyznać, że mnie oczarował. Ma w sobie taką uroczą niezdarność pomieszaną z rozbrajająco szczerą samolubnością, co o dziwo bywa całkiem zabawne i naprawdę pasuje, a raczej uzupełniała naszą małą, słodką super dziewczynkę.


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Mon-El Chris Wood chłopak Supergirl

Wróćmy jeszcze na moment do bohaterów znanych nam z poprzedniego sezonu. Winn (Jeremy Jordan) podobnie jak James odnalazł swoją nową ścieżkę kariery, gdzie jego talent jest lepiej wykorzystywany. Mowa oczywiście o pracy w DEO, a przy okazji również o nocnej pracy dorywczej jako wsparcie Guardiana. Niemniej najważniejsze jest to, że Winn skończył ze swoim bezsensownym zauroczeniem Karą i znalazł sobie nową dziewczynę, która tak dla odmiany też jest nim zainteresowana. To dobrze, że twórcy zarzucili pomysł, by każda męska postać podkochiwała się w Supergirl. Za to w zamian postanowili każdego obdarzyć drugą połówką. Nawet Ostatni Syn Marsa J'onn J'onzz (David Harewood) trafił na Ostatnią Córkę Marsa... chociaż z tym akurat nie można się do końca zgodzić.

Bardzo dużym krokiem było również to, że w końcu dostaliśmy Supermana z twarzą i to nie byle jaką, bo Tylera Hoechlina! W pierwszym sezonie kuzyn głównej bohaterki nigdy nie pojawił się na ekranie, choć teoretycznie utrzymywał z nią kontakt. Był obecny i nieobecny zarazem, co było okropnie irytujące, dlatego tym milej było powitać na ekranie Tylera w roli Clarka. Zwłaszcza że jak dotąd jest moim ulubionym wcieleniem Supermana, chociaż nie pojawia się w odcinkach zbyt często. Swoją drogą jest to naprawdę duża zaleta, ponieważ gdyby twórcy oddali mu więcej czasu antenowego, to skradłby całe show, a nasza główna bohaterka już nie byłaby najpotężniejszą osobą na ekranie.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Pozwoliłabym mu się uratować.


Girl Power


„Supergirl” z założenia powinien być serialem pełnym silnych postaci kobiecych, a przynajmniej jedną. Już w pierwszym sezonie okazało się, że rzeczywiście jedna nam się trafiła, lecz nie była to Supergirl. Kara była na początku słodką i uroczą dziewczynką. Zamiast dzielnej kosmitki kopiącej tyłki bandytów dostaliśmy uroczą blondyneczkę robiącą głupiutkie minki i zachowującą się infantylnie do granic możliwości. To było irytujące. Można powiedzieć, że w drugim sezonie Kara odrobinę wydoroślała, ale bardziej na zasadzie stania się z dziewczynki dziewczyną, lecz jeszcze nie kobietą, if you know what I mean. Niemniej jej infantylność powoli zaczęła znikać, choć dalej potrafi zachowywać się dziecinnie.

W takim razie, jaką silną bohaterkę z pierwszej serii miałam na myśli? Oczywiście mowa o Cat Grant (Calista Flockhart), która niestety na niemal całą drugą serię zniknęła z ekranu. Na szczęście pojawiła się pod koniec drugiego sezonu, zaliczając mocne wejście z genialną przemową (która, nawiasem mówiąc, stała się iskrą zapalną do napisania tego tekstu!). Uwielbiam pewność siebie, którą cechuje się ta postać. Ta wewnętrzna siła i umiejętność dzielenia się nią z otoczeniem jest zachwycająca. Takich bohaterek życzyłabym sobie więcej w popkulturze!


Image may be NSFW.
Clik here to view.
Postacie z serialu Supergirl

Gdy zabrakło Cat jej miejsce na ekranie musiała zająć nowa psiapsi superbohaterki. Wybór padł na Lenę Luthor (Katie McGrath). Tak, siostrę Lexa. Wiecie jak jest Superman z Lexem, więc Supergirl musiała się spiknąć z Leną. Aż dziw, że ich rodziców nie połączyła jakaś równie specyficzna relacja. Oh wait... Niemniej nie skupiajmy się na konszachtach Jeremiah z Cadmusem. Oczywiście po Lenie jak po każdym Luthorze spodziewamy się, że w końcu pokaże swoje prawdziwe nikczemne oblicze, a jednak na razie się nie doczekaliśmy niczego poza próbami odcięcia się od rodziny i ich złowieszczej sławy. Z drugiej strony Lex początkowo też nie był złoczyńcą. Przy okazji, jeśli mamy być całkiem uczciwi, to muszę zaznaczyć, że Lena przez przypadek doprowadziła do inwazji kosmitów, co może nie do końca współgra z ich rodzinnym mottem „Polska dla Polaków Ziemia dla ludzi”, ale i tak można zaliczyć jako doprowadzenie do katastrofy na ogromną skalę. Odrobinę żałuję, że najmłodsza z Luthorów jeszcze nie rozwinęła skrzydeł, bo chociaż jest silną bohaterką z dużym potencjałem, to na chwilę obecną poświęcono jej za mało czasu antenowego, który nie byłby związany z jej mommy issues.

A skoro o mamusi mowa, to ta, choć jest postacią epizodyczną, potrafi nieźle namieszać. Trzeba przyznać, że jako kobieta stojąca na czele Cadmusa jest porządnym złolem z zasadami. Nacjonaliści z pewnością straciliby dla niej głowię. Chociaż nie tylko oni, bo każdy, kto widział „Dzień Niepodległości”, czy jakikolwiek inny film o inwazji kosmitów z pewnością dostrzegałby w jej poglądach cień logiki. Zwłaszcza gdy do równania dodamy to kim jest pani prezydent USA oraz kolejnego złola tego sezonu, czyli Królową Rhea (Teri Hatcher), która zdecydowanie jest gotowa na wszystko, by odzyskać swojego syna. Swoją drogą jestem zachwycona, że obsadzeniem w jej roli Teri Hatcher, która wcześniej grała Lois Lane w serialu „Nowe przygody Supermana” (zresztą nie ona jedna, więc sprawdźcie kto z obsady „Supergirl” grał już w filmach o superbohaterach). Wracając do Królowej muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyła tym, jak przewyższała to, co o niej początkowo sądziłam. O jej rodakach wiedzieliśmy tylko tyle, że są zepsuci, ale do głowy mi nie przyszło, że kobieta stojąca na ich czele będzie zła do szpiku kości, a przy tym odważna, dumna, przebiegła i szalenie inteligentna. Nie obraziłabym się za spin-off/prequel skupiający się na czasach jej zasiadania na tronie Daxam.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Rhea Złoczyńcy z Supergirl
Podobno teściowe bywają koszmarne, więc chyba trzeba to zaakceptować.

Na koniec zostawiłam Alex (Chyler Leigh), za którą bardzo długo nie przepadałam. Przez cały pierwszy sezon i połowę drugiego była postacią byle jaką i nudną. Szczerze mówiąc dalej uważam, że twórcy nie do końca mają na nią pomysł. Niemniej udało im się stworzyć dla niej jedną ciekawą relację międzyludzką. Od początku podejrzewałam, że The CW będzie chciało ją wyswatać, ale nie widziałam nikogo, kto by do niej pasował i nie specjalnie chciałam oglądać powtórkę z tego, co zrobiło CBS. Co ciekawe okazało się, że poprzednia stacja najzwyczajniej w świecie celowała w złą płeć i dopiero związek homoseksualny okazał się dla Alex odpowiedni. Muszę przyznać, że nad wyraz dobrze ogląda się sceny z Alex i Maggie (Floriana Lima). Ich związek polegający na ciągłym ścieraniu się, dobrze zrobił bohaterce, a przy okazji wprowadził świetny wątek skupiający się na tym, co robi zwykła policja w mieście pełnym kosmitów.

Muszę przyznać, że wiele się zmieniło po przejęciu serialu przez The CW i były to bardzo pozytywne zmiany. Oczywiście dalej „Supergirl” nie jest najlepszym serialem emitowanym obecnie, jednak da się go już oglądać. Poziom jest znacznie lepszy, gra aktorska się polepszyła, a przy tym w efektach widać większy budżet (chociaż kosmici dalej są dość kiczowaci). Pojawiło się więcej crossoverów z „Flashem” i pozostałymi serialami stacji opartymi na komiksach DC Comics. Przy okazji lekki klimat pozostał, a co ważniejsze serial nie stał się schematyczny, jak pozostałe tytuły tego typu. Nie mamy jednego wroga, czy problemu, z którym bohaterowie muszą się mierzyć przez całą serię, lecz wszystko ładnie się przeplata, gdy wiele wątków jest ciągniętych na raz i regularnie uzupełniane krótkimi potyczkami. Ogólnie podoba mi się droga, w którą zmierza „Supergirl” i trzymam kciuki, by nie zboczyła z kursu!


Ps. Mam tyle pytań, że nie jestem pewna od którego zacząć! Jeśli oglądaliście już drugi sezon „Supergirl”, to koniecznie dajcie znać, jakie zmiany wprowadzone przez The CW przypadły Wam do gustu i kto jest teraz Waszym ulubionym bohaterem!
Ps2. W jakich innych produkcjach o superbohaterach spotkaliście silne postacie kobiece?

W jakiej kolejności czytać książki Philippy Gregory? Chronologicznej!

Image may be NSFW.
Clik here to view.

Zazwyczaj w książkowych seriach bardzo łatwo się odnaleźć. Nie są potrzebne żadne instrukcje zawierające prawidłową kolejność czytania, jednak w przypadku Philippy Gregory, aż tak łatwo nie jest. Ta brytyjska autorka wydała wiele książek historycznych (choć beletrystyka historyczna jest trafniejszym określeniem), w tym i cykli, które nie ukazują się zgodnie z zachowaniem właściwej chronologii zdarzeń. Teoretycznie można je czytać w dowolnej kolejności, ale po co, skoro dzięki poniższej liście możecie właściwie poznawać historię członków angielskich rodów królewskich.


Wojny Dwóch Róż
Najbardziej znaną serią i jednocześnie pierwszą, gdy podążamy śladem chronologii historii Anglii są Wojny Dwóch Róż zwane też Wojnami Kuzynów. Dotyczą postaci i wydarzeń z angielskiej wojny domowej toczącej się w latach 1455-1485. Toczyła się pomiędzy dwoma rodami: Lancasterów, mających w herbie różę czerwoną oraz Yorków, których reprezentuje biała róża. Na cykl składa się:


1. Władczyni rzek
[Jakobina Luksemburska]
2.Czerwona królowa 
[Małgorzata Beaufort]
3. Biała królowa
[Elżbieta Woodville] 
4. Córka Twórcy Królów 
[Anna i Izabella Neville]
5. Biała księżniczka
[Elżbieta York]
7. Klątwa Tudorów

Dodatkowo: Kobiety wojny Dwu Róż: księżna, królowa i królowa matka

Cykl Tudorowski
O Dynastii Tudorów raczej nie muszę za wiele pisać, skoro są ulubionym rodem twórców popkultury, a wśród nich pupilkiem jest Henryk VIII ze swoimi sześcioma żonami. Niemniej cykl Tudorowski nie skupia się na Heniu, lecz na jego żonach, córkach oraz pozostałych potężnych kobietach, które należą do tej słynnej dynastii.

1. Trzy siostry, trzy królowe 
[Małgorzata Tudor – królowa Szkocji, Katarzyna Aragońska oraz Maria Tudor – królowa Francji]
[Katarzyna Aragońska]
[Mary i Anna Boleyn]
[Anna Kliwijska i Katarzyna Howard]
5. Ostatnia żona Tudora
[Katarzyna Parr]
[pośrednio o Edwardzie IV, Marii I i Elżbiecie I]
[Elżbieta I]
8. Uwięziona królowa 
[Maria Stuart – królowa Szkocji]

Jeśli będzie Wam mało, to na dokładkę polecam również zapoznać się z powieścią "Czarownica", która może i nie jest bezpośrednio powiązana z całym cyklem, to jednak jej akcja rozgrywa się za czasów panowania Anny Boleyn.

Saga rodu Laceyów 
Ta seria już nie jest poświęcona historycznym postaciom zasiadającym na angielskim tronie, jednak jeśli macie ochotę przenieść się do XVIII wiecznej Anglii, to zalecam czytać wedle poniżej kolejności:

1. Dziedzictwo
2. Dziecko szczęścia
3. Meridon

Cykl Zakon Ciemności
Tym razem przenosimy się do roku 1453, jednak warto zaznaczyć, że Zakon Ciemności jest w całości fikcją historyczną, choć wiele elementów w niej zawartych istniało w rzeczywistości.

2. Krucjata
3. Złoto głupców

Dodatkowo w Polsce ukazały się niepowiązane z żadnymi cyklami tytuły: Ziemskie radości (XVII wiek), Nobliwy proceder (koniec XIX wieku), Żona oficera (rok 1920), Dom cudzych marzeń (czasy współczesne).

Ps. Czytaliście już książki Gregory? Która podobała Wam się najbardziej?
Viewing all 693 articles
Browse latest View live